Marek Krajewski - Popielski 04 - Rzeki Hadesu.pdf

(974 KB) Pobierz
Rzeki Hadesu
Numer IV z Edward Popielski
Marek Krajewski
Znak (2012)
Ocena: ****
Etykiety: Thriller/sensacja/kryminał
Thriller/sensacja/kryminałttt
Edward Popielski stracił Lwów i całe dotychczasowe życie. Po latach wojennej
zawieruchy trafia do Wrocławia, gdzie ukrywa się przed Urzędem Bezpieczeństwa.
Wydać go może tylko torturowana w więzieniu Leokadia. W nowym świecie nikt już nie
jest bezpieczny. Znane twarze, nazwiska, życiorysy pogrążyły się w rzece zapomnienia.
Wszyscy muszą odrodzić się na nowo. Kiedy jednak w roku 1946 znów ginie
dziewczynka, powtarza się scenariusz sprzed jedenastu lat, kiedy porwano i zgwałcono
młodziutką córkę lwowskiego króla podziemia. Popielski musi dokończyć śledztwo z
przeszłości. Zbrodnia z 1933 roku musi zostać wyjaśniona - to jedyna szansa na przeżycie
byłego komisarza i jego kuzynki.
Lwów z roku 1933 i Wrocław z 1946 dzielą rzeki Hadesu - cierpienia, zapomnienia i
lamentu. Żeby wyjaśnić zbrodnię sprzed lat, Popielski musi znów przejść przez piekło.
Rzeki Hadesu to trzecia po Eryniach i Liczbach Charona część trylogii o Edwardzie
Popielskim.
źródło opisu: Wydawnictwo Znak, 2012
źródło
http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,3327,tytul,Rzeki%20Hadesu
okładki:
Motto
Des Todes Fluthen hatten mich umgeben;
es schreckten mich des Schattenreiches Ströme.
Otoczyły mnie fale śmierci;
przeraziły mnie rzeki królestwa umarłych.
________________________
II Księga Samuela 22, 5
w przekładzie Antoniusa Thaddäusa Deresera (1827)
Prolog
Wrocław 1946
KAŁO CIUREJA ROZPOCZYNAŁ SWÓJ ZWYKŁY
DZIEŃ PRACY
we wrocławskim Urzędzie Wojewódzkim zawsze tak samo –
wyciągał z teczki kanapki zawinięte w torebkę po cukrze, termos z herbatą, liniowany
zeszyt, naostrzone ołówki i nabity pistolet. Ten ostatni przedmiot, na który miał urzędowe
pozwolenie, był przez niego traktowany prawie jak żywa istota. Był głaskany, pojony
smarem, ubierany w miękką flanelową szmatkę i noszony prawie cały czas na sercu, w
wewnętrznej kieszeni marynarki.
Pistolet był ochroną i przed wrogimi pobratymcami, którzy w głębokiej pogardzie
mieli jego właściciela – pełnomocnika do spraw „produktywizacji ludności cygańskiej” – i
przed „gadziami”, którzy okazywali mu całe spektrum niechęci: od ulicznych zaczepek po
okrucieństwo bezpośredniego ataku.
Kało Ciureja kochał zatem swojego przyjaciela i miał się zawsze na baczności. Był
podejrzliwy i nieufny, a jego zwierzchnicy – o czym doskonale wiedział – nie wróżyli mu
olśniewającej kariery urzędniczej. Najchętniej by go zwolnili i zlikwidowali jego
jednoosobowy departament w Wydziale Osiedleńczym Urzędu Wojewódzkiego, gdyby
nie naciski „z góry”. Otóż owa „góra”, a ściśle mówiąc, funkcjonariusze ideologiczni z
Wydziału Politycznego, widzieli w Ciurei swoisty listek figowy. Zawsze mogli się nim
pochwalić jako człowiekiem propagującym świadomość klasową pośród cygańskiego
zabobonu. Choć skutki jego działalności okazały się mizerne, to były, co bardzo ważne,
również niesprawdzalne. A zatem – kiedy jakiś aparatczyk z Warszawy rzucał gromy na
kiepskie postępy walki klasowej, wzywano Ciureję i kontrargumentowano żarliwie:
„Proszę spojrzeć, oto towarzysz Ciureja, który skutecznie i wybitnie propaguje marksizm-
leninizm wśród ludności cygańskiej!”.
Ta ideologiczna zasłona była mu na rękę, ponieważ mógł – co było dla niego
najważniejsze – pomagać swym braciom w ich codziennych troskach. Zamiast
przekonywać ich, by porzucili koczowniczy tryb życia, albo wywodzić, że wytwarzanie
patelni i kowalstwo są przejawem mentalności drobnomieszczańskiej, wolał organizować
szczepienia dla ich dzieci, wyrywać ze skąpych zasobów publicznych pieniądze na opiekę
lekarską, a także łagodzić ich waśnie i spory. Mimo zatem pewnej niechęci wśród
przywódców najbardziej radykalnych taborów Kało Ciureja cieszył się na ogół
życzliwością rodaków, którą zawdzięczał głównie swojej powadze i pielęgnowaniu
tradycyjnych wierzeń.
Ta cecha z kolei zapewniała mu szacunek otaczających go w pracy ludzi, którzy
oficjalnie każdą religię uznawali za „opium dla ludu”, a nieoficjalnie prosili Ciureję o
pośrednictwo pomiędzy sobą a jakąś znaną cygańską wróżką.
Ludzie, którzy teraz weszli do pokoju, dzielonego przez Ciureję z żydowskim kolegą
Aronem Wulachem, najpewniej nie wierzyli we wróżby. Byli młodzi, pewni siebie i
zaczepni. Nosili dobrze skrojone ubrania, długie płaszcze z szerokimi ramionami i
Zgłoś jeśli naruszono regulamin