Bogdan Daleszak - W ubraniu skocz do jeziora.pdf

(1473 KB) Pobierz
Bogdan
Daleszak
W ubraniu
skocz
do jeziora
klub
srebrnego klucza
Iskry Warszawa 1986
Profesorowi dr, Andrzejowi Bydałkowi
z Zielonej Góry
1
Grali już ponad godzinę, choć obydwaj zdawali sobie sprawę
z tego, że ich gra przypomina wszystko, z cymbergajem
włącznie, tylko nie szachy. Pierwszy Jacek podłożył się, mając
przewagę gońca, a w kwadrans później Rysiek już w siódmym
ruchu nowej partii podstawił hetmana.
Po kilku takich zagrywkach coraz więcej mieli sobie do
powiedzenia poza szachownicą, i niewinne początkowo docinki
przekształciły się w końcu w awanturę. Wrzeszczeli na siebie
tak głośno, że przemówiły ściany. Najpierw z lewej załomotał
pięścią w ściankę działową, nawiasem mówiąc cienką jak
bibuła, szef działu zagranicznego, Julek Bartosz, a później, z
prawej, zatrząsł budynkiem tubalny bas pogodnego zazwyczaj,
przezywanego przez redakcyjnych smarkaczy „Wujem”, Jasia
Szatsznajdera. Ucichli.
Jacek Wajdzik, z natury spokojniejszy od kolegi, pierwszy
ochłonął i zaproponował, by przestali się wygłupiać. Zagrają
jeszcze tylko trzy szybkie partie, a przegrany przez najbliższy
tydzień, codziennie, będzie przeciwnikowi fundował kawę w
bufecie. Z przyniesieniem do stolika, bez zbędnych min i
głupich komentarzy.
Obydwaj byli maksymalnie wściekli. Jacek od wakacji
przeklinał wrocławski klimat, wybrzydzał na totalny,
koszmarny, cholerny niż, narzekał na „beton między uszami”
(Rysiek utrzymywał, że to pustka tak ciąży), narzekał na
wszystkich i wszystko i od dwóch miesięcy nawet już nie
udawał, że pracuj.
Rysiek Sławiński w pół godziny po przyjściu do redakcji
Zgłoś jeśli naruszono regulamin