Magdalena Trojanowska.doc

(63 KB) Pobierz
Magdalena Trojanowska: seksualizacja to poważny problem

Magdalena Trojanowska: seksualizacja to poważny problem

 

Magdalena Trojanowska koordynuje działania Inicjatywy Stop Seksualizacji Naszych Dzieci. Jest Prezesem Stowarzyszenia Rodzice Chronią Dzieci. Rozmawiamy z nią o problemie seksualizacji dzieci i sposobach przeciwdziałania.

Czy seksualizacja dzieci to jest w naszym kraju problem?

Tak, uważam, że coraz bardziej poważnym, a to dopiero początek.

Najpierw może powiem, co rozumiem pod pojęciem seksualizacji dzieci. Z doświadczenia wiem, że rodzice często się obawiają, że walcząc z seksualizacją dzieci wypaczamy spojrzenie na seksualność i walczymy z nią jako tako. Oczywiście tak nie jest, seksualność ma swoje ważne miejsce i rolę w życiu każdego.

Mówiąc o seksualizacji mamy na myśli nadanie sferze seksualnej wybujałego i nadmiernego znaczenia, a zwłaszcza przeniesienie seksualności w sferę rozrywki i zabawy, co wydaje się być charakterystyczną cechą obecnej kultury. Ważnym elementem współczesnej seksualizacji jest wykorzystanie jej do zantagonizowania świata wartości rodziców i ich samych z dzieckiem.

Prawie każdy rodzic, zwłaszcza dziecka, które wkracza w wiek dojrzewania, ale również już wcześniej, w pewnym momencie zdaje sobie sprawę, że pragnąc dziecku przekazać to, co ważne znajduje się w konfrontacji wobec lansowanych treści kulturowych, które oddziaływują na jego dziecko. Sądzę więc, że wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego procesu seksualizacji powszechnej obyczajowości i zagrożenia jakie to stanowi dla bezpieczeństwa naszych dzieci. Zarówno w kontekście ich aktualnego rozwoju, jak i ich przyszłości.

W przypadku młodszego dziecka seksualizujące są już treści w bajkach z wyraźnie seksualnymi niuansami w przekazie (w wypowiedziach postaci, zerotyzowanych gestach, ubiorach), później, takiego przekazu jest coraz więcej np. w grach, aż w nastoletnim wieku, gdy dziecko wpada w burze hormonów oczekuje na niego cala seksualna oferta zewnętrznej kultury. Od seksualnych scen w filmach (filmy dla młodzieży są często bardziej wulgarne niż te dla dorosłych z „poprzedniej epoki”), spektaklach teatralnych, czasopismach dla młodzieży, aż po łatwo dostępną pornografię w sieci internetowej. Oczywiście pomijam tutaj sytuacje patologiczne, gdy już kilkulatki sięgają po pornografię.

Wraz z coraz szerszą akceptacją wzorców zachodnich często bezkrytycznie otwieramy się na to, co w tamtej kulturze już dawno poniosło fiasko, czyli wychowanie dzieci. W zachodnich społeczeństwach standardy etyczne i moralne uległy już dawno dewastacji.  Weźmy choćby fakt, że Ameryka, która zapoczątkowała rewolucję seksualną w latach sześćdziesiątych, wybiła się obecnie na światowego lidera przemocy seksualnej dokonywanej na dzieciach do lat 12. Prawie 28% dziewczynek i 18 % chłopców ulega brutalnym, zarejestrowanej przez policję, bądź poradnie psychologiczne, czy centra aborcyjne aktom seksualnej napaści, a przecież to tylko dane pochodzące z oficjalnie zraportowanych przypadków. To efekt lansowanej od lat przez Hollywood, media mainstreamowe, mającej prawne przyzwolenie, kultury seksualnej, która dzisiaj wkracza w kolejne, coraz bardziej ekstremalne i zwyrodniałe etapy.

 

Jaki to może mieć wpływ na rozwój bardzo młodego człowieka?

Seksualizacja niszczy całą wewnętrzną, psychologiczną strukturę młodej osoby, a także przyniesie dominujące skutki dla jej/jego przyszłości.

Wychowanie w przyzwoleniu dla traktowania seksu jako jednej z codziennych przyjemności „seks jak szklanka wody” (czyli akt seksualny nie znaczy nic więcej niż wypicie szklanki napoju) – pod takim hasłem do szkół wkroczyły gender-mainstreamowe, unijne programy rozdawania prezerwatyw w liceach w 2003 roku (nie byliśmy jeszcze w Unii, ale już się „dostosowywaliśmy”) – w oczywisty sposób musi przynieść jakieś negatywne skutki. Tak właśnie było w Rosji. To z rosyjskiej rewolucji seksualnej zapożyczono hasło, a jego autorką była radziecka komisarz ds. społecznych, twórczyni Żenotdiełu (Ministerstwa Kobiet) - Aleksandra Kołłontaj. Państwo uległo całkowitemu rozkładowi, także w sferze gospodarki, dlatego już Lenin, a później Stalin wycofali się z rewolucji seksualnej. Seksualność jest najbardziej więziotwórczą sferą psychiki człowieka. W małżeństwie seks cementuje związek, a w ciągu lat go pogłębia. Jeżeli zostanie on wyseparowany poza małżeństwo, stworzenie z partnerem długotrwałych, głębokich relacji – będzie niemożliwe - to pewnik. Tym bardziej, gdy obecna koncepcja seksualna, w ogóle zakłada brak personalnych ograniczeń w tym względzie. Dlatego wraz postępem rewolucji obserwujemy postępującą destrukcję struktur rodzinnych i wszelkich stałych związków.

Małżeństwo stawia przed człowiekiem wyzwanie rozwijania jego dojrzałości, wyzbywania się egoizmów, uczenia poświęcenia, kochania „na złe i dobre”.  Łatwa, szybka i powierzchowna eksploracja seksualności sprawia, że partnera seksualnego aktu traktujemy instrumentalnie, dogadujemy się na poziomie „umowy” na pewną przyjemność. A więc takie podejście wychowuje „techników seksu”, cyników, egocentryków i egoistów niezdolnych w przyszłości do stworzenia jakiegokolwiek długoterminowego związku. Seks staje się przedmiotem konsumpcji, a osoba go dostarczająca musi stanowić atrakcyjny towar. Tutaj największą porażkę odniosą dziewczęta, które najczęściej głęboko angażują się uczuciowo w swojego seksualnego partnera. Po kilku emocjonalnych doświadczeniach, psychika dziewcząt się rozpada. Badania przeprowadzone w USA i Finlandii pokazują wysoką korelację depresji i samobójstw wśród nastolatków z inicjacją seksualną i ilością partnerów. Wbrew pozorom często cierpią także chłopcy.

 

Czy jest to sprzeczne z procesami poznawczymi? Czy środowiska propagujące seksualizację ingerują w normalny rozwój dziecka?

Oczywiście w wyniku wczesnego rozbudzania seksualnego dzieci, mamy do czynienia z całym spektrum konsekwencji dla ich dziecięcej psychiki, ale te najpoważniejsze konsekwencje dopiero się ujawnią w dorosłym życiu. Tymczasem skrajnie rozbudzone seksualnie dziecko, a takich przypadków jest ogromnie dużo raportowanych w Wielkiej Brytanii i Niemczech, gdzie permisywna edukacja seksualna jest obowiązkowa, to obniżony poziom koncentracji, trudności w nauce, uzależnienie, agresja i napaści seksualne na inne dzieci. Depresja często towarzyszy dzieciom, które zostały brutalnie zainteresowane światem dorosłych. Po prowadzeniu zajęć antydyskryminacyjnych mogą się pojawić zaburzenia w sferze seksualności w sferze relacji z innymi dziećmi.

Jakkolwiek to zabrzmi, aktualna rewolucja seksualna jest odgórnym projektem przekonstruowania struktur społecznych. Wydaje się, że jeśli państwo stoi za zmianą seksualnych paradygmatów, to zapewne mamy do czynienia z jakimiś naukowo potwierdzonymi odkryciami, z których wynika, co dla naszych dzieci jest najlepsze. Tymczasem, tak nie jest. Okazuje się, że np. programy lansowanej aktualnie „edukacji seksualnej” tworzone są pod wpływem silnie ideologicznych środowisk i lobby biznesowych.

Przykładowo program „Standardów WHO” przygotowany został w konsultacji z największym na świecie prywatnym, osiągającym miliardowe dochody, aborcyjnym biznesem – Międzynarodową Federacją Planowania Rodziny - Internetional Planned Parenthood Federation (IPPF), która swoje przedstawicielstwo ma również w Polsce. Jej interesy reprezentuje np. tzw. Federa (Federacja na Rzecz Kobiet i Planowanego Rodzicielstwa), młodzieżowe grupy „Ponton”, Towarzystwo Rozwoju Rodziny (akredytowane przy organizacji), przygotowujące i wysyłający edukatorów na imprezy młodzieżowe takie jak np. Woodstock. Sadzę, że tak wielkie korporacje dorabiające się na wczesnej inicjacji seksualnej dzieci (a tych graczy jest znacznie więcej niż tylko biznes aborcyjny, choćby biznes pornograficzny) znajdą sobie tylu „ekspertów” psychologicznego rozwoju dziecka, ilu zapragną. Zapewne większość rodziców nie zdaje sobie sprawy z tego, że homoseksualizm skreślono z listy zaburzeń w głosowaniu. Demokratycznie, (niewielką przewagą głosów lekarzy psychologów) Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne podjęło decyzję o tym, że homoseksualizm nie jest patologią!!! Już samo to jest kompromitacją głoszonych współcześnie seksualnych teorii. Fakt naukowy uzgodniony w głosowaniu! Biorąc pod uwagę, że to środowisko psychologiczne ma największą reprezentację śród pedofilów, a tych jest najwięcej wśród homoseksualistów, neutralność i rzetelność wielu „naukowców” psychologii homoseksualnej i transseksualnej, stoi pod znakiem zapytania. Pionierzy teorii gender, tacy jak np. John Money, twórca teorii, byli homoseksualistami i pedofilami.

Cały aktualnie narzucany system edukacji seksualnej, „praw seksualnych”, „praw reprodukcyjnych” jest częścią filozofii, która całkowicie jest sprzeczna z podstawowymi ustaleniami zarówno pedagogiki jak i starej psychologii. Nawet tak ekstremalny psycholog jak Sigmund Fraud prowadząc badania z dziećmi wykazał ich okres latencji (uśpienia) seksualnej.

Masturbacja, według ustaleń tradycyjnej psychologii nie powinna być piętnowana u małych dzieci, ale najczęściej jest skutkiem niedoborów i zaburzeń emocjonalnych małego dziecka, może też być efektem przemocy seksualnej. W nowoczesnej filozofii programu WHO jest zalecana i ma być rozwijana w procesie szkolnym jako umiejętność. Jak twierdzi specjalista diagnozy i terapii przemocy dziecięcej, Łukasz Dracz, już samo to przygotowuje dziecko na ofiarę przestępstw seksualnych. Obecnie gwardia edukatorów seksualnych ruszyła na placówki dla niepełnosprawnych, aby pomóc się im masturbować.

 

Jak na małą dziewczynkę może zadziałać stwierdzenie, że może być chłopcem, a na chłopca, że może być dziewczynką?

To pokazują dane z badań przeprowadzonych przez rząd amerykański od początku lat dziewięćdziesiątych a ostatnio opublikowane na stronach rządowych, które raportują ponad dwukrotny wzrost uczniów z zaburzeniami orientacji i tożsamości płciowej. Amerykańskie organizacje prorodzinne widzą wyraźny związek pojawienia się tych problemów z inwazją programów genderowych na szkoły. Prorodzinna organizacja Mass Resistance, działająca w Massachusetts, prowadziła własne badania i potwierdza ten rezultat. W ciągu dziesięciu lat od zalegalizowania małżeństw homoseksualnych w tym stanie i przeprowadzenie pro-homoseksualnych, transseksualnych zajęć w szkołach, podwoiła się liczba uczniów z problemami w sferze własnej tożsamości. Sfera tożsamości płciowej dziecka jest bardzo delikatna. Można powiedzieć, że małe dziecko w pewnym stopniu „integruje się z płcią” za pośrednictwem rodziców. Tam kształtuje swoją wartość w tożsamości chłopca lub dziewczynki. Dlatego często problem dziewczynek „chłopaczur”, powstawały w rodzinie, w której np. ojciec wolałby mieć chłopca i dziewczynka dostosowuje się do jego oczekiwać, albo matka ma słabą pozycję. Podobnie w przypadku chłopca. W im młodszym wieku ingeruje się w tożsamość dziecka powiązaną z własną płcią, tym łatwiej dziecko może stracić orientację i poczuć się niepewnie z samym sobą i swoją płciowością. To ciekawe, że mamy w tym względzie krytyczny etap w wieku 4 lat i to jest właśnie moment, w którym według „międzynarodowych wskazań” WHO, dziecko powinno rozpocząć eksperymentowanie i przebierane zabawy dziewczynek w chłopca, i chłopców w dziewczynki. To oczywisty skandal!

 

Jakie środowiska czy instytucje lub organizacje najbardziej walczą o zdobycie „władzy dusz” nad najmłodszym pokoleniem?

Im głębiej penetrujemy mapę instytucji i organizacji, które są zaangażowane w przebudowę społecznego modelu i jego struktur, im bardziej analizujemy cele, z którymi się oficjalnie ujawniają, tym bardziej dramatyczny obraz zarysowuje się przed naszymi oczami. Kto sięga po nasze dzieci i jest zainteresowany ich seksualnością? Organizacje pedofilne (gejowskie), które coraz jawniej wysuwają postulaty legalizacji i usunięcia pedofilli z listy zaburzeń psychiatrycznych; środowiska LGBTQ , które oficjalnie domagają się deklarują, że „przerobią nasze dzieci na swój obraz”; przemysł pornograficzny, który od lat sześćdziesiątych opłacał instytucje przygotowujące państwowe programy edukacji seksualnej w Ameryce, doskonale zauważając związek przeprowadzania zajęć z rosnącą własną klientelą;  biznes handlu ludźmi dla celów seksualnych, pozyskujący klientelę domów publicznych i rozbudowujący rynek prostytucji; biznesy eugeniczno-aborcyjne, osiągające miliardowe zyski na swojej działalności; przemysł farmaceutyczny, zarabiający na chorobach wenerycznych, leczeniu raka piersi i macicy, HIV, produkcji pigułek antykoncepcyjnych i poronnych; przemysł transplantacyjny i genetyczny, którego etyka osiągnęła poziom z czasów niemieckiej Rzeszy, i który w zniszczeniu relacji rodzinnych i płodności kobiet, postrzega rynek dla zabiegów in vitro,  oraz obszar pozyskiwania materiału do prowadzenia eksperymentów genetycznych, czy rynek coraz bardziej rozwijających się technik klonowania dla celów transplanotologii. Są jeszcze inne środowiska ideologiczne, ekologiczne, mające ambicję zarządzania populacją np. Rada Ludnościowa Rockefellerów. One w seksualizacji młodych ludzi widzą szansę na przejęcie kontroli nad ich rozrodczością.

Choćby tak filantropijna organizacja jak Fundacja Getsów, która zaserwowała Afryce szczepionki sterylizujące, a obecnie postawiła sobie za cel rozpowszechnienie opracowanego przez siebie chipa antykoncepcyjnego i obdarowania nim każdej kobiety świata.

Jak wygląda odpowiedzialność Ministerstwa Edukacji Narodowej za prawidłowy rozwój polskiego ucznia?

Narzucając edukację jako państwowy obowiązek szkolny Państwo-Ministerstwo zobowiązało się do traktowania kwestii wychowawczych młodego pokolenia ze szczególna uwagą i starannością. Mamy konstytucję, która określa, że akty demoralizacji dzieci są działalnością przestępczą. Ale aktualnie Ministerstwo Edukacji postanowiło „umyć ręce” od tych kwestii i przerzucić własną nieudolność, na wojnę pomiędzy rodzicami na terenie szkoły i wojnę rodzica ze szkołą. Wojna rodziców rozstrzygnie, czy placówka będzie, czy nie będzie nachodzona przez transeksualisów i homolobby, i czy dzieciom będą przedstawiane demoralizujące treści. W ewentualnym starciu z placówką rozstrzygnie się też, kto jest silniejszy – nauczyciel, pedagog, dyrektor, czy rodzic. Jest jeszcze jeden uczestnik tego pojedynku, nie brany przez Ministerstwo pod uwagę – dziecko, które może stać się ostatnim ogniwem starcia i ponieść najwyższą cenę.

Oczywiście teoretycznie rodzic ma wszystkie narzędzia, by zwyciężyć wojnę – jest tylko tych kilka kluczowych elementów, których zdaje się Ministerstwo nie chce dostrzec. Pierwszy z nich, że to Państwo powinno zapewnić dzieciom bezpieczny, wolny od molestowania seksualnego, rozwój w szkole. Drugi, że to konstytucja naszego państwa, określa ściśle etyczny porządek oparty o chrześcijański dorobek kulturowy. Nie żyjemy w dziczy Papuasów, ale przez wieki wykształciliśmy kulturę opartą o wartości, które stanowią nasz cywilizacyjny fundament. Z jednej strony aktualnie konstytucja określa, że małżeństwo homoseksualne jest niedozwolone, a z drugiej Ministerstwo zezwala, aby organizacja, która twierdzi, że rodzina złożona z dwóch panów jest tak samo dobra jak każda inna, miało dostęp do dzieci na terenie szkoły.   Kolejnym jest fakt, że większość tego rodzaju działań jest prowadzona, bez wiedzy rodziców, albo w bardzo subtelny, trudny do zaskarżenia sposób, np. podczas zajęć wychowania do życia w rodzinie. Mamy już takich nauczycieli tego przedmiotu, którzy skorzystali ze szkoleń organizowanych przez lewicowe organizacje i grupy. Dziecko nie zawsze podzieli się z rodzicem, wszystkimi swoimi wątpliwościami w zakresie zaprezentowanych mu treści.

Przerzucenie przez Ministerstwo na rodziców obowiązku dopilnowania wszystkich programów i prowadzenia nadzoru nad działaniami wszystkich nauczycieli, wydaje mi się być cyniczne do szpiku kości.

 

Co należałoby zrobić by wyeliminować zagrożenie?

Tutaj piłka jest po stronie rządu i jego wyborców. Tylko najwyższa władza polityczna jest w stanie aktualnie dać odpór międzynarodowym apetytom i zapewnić stabilne bezpieczeństwo wewnętrzne. Jest więc ogromny problem, gdy aktualny rząd postanawia zaniechać ochrony tych etycznych wartości na arenie międzynarodowej lub jak usłyszeliśmy w Ministerstwie nie zamierza brać na siebie roli „chłopca do bicia”. Wybrani i opłacani przez nas politycy chcą wykazać indolencję, ale za to rolę „chłopca do bicia” ma przejąć rodzic w szkole! Instytucje międzynarodowe – ONZ, Unia Europejska nie zmienią swoich celów w tych seksualnych dziedzinach – są na innej drodze np. legalizacji aborcji do 9-msc życia dziecka, wprowadzenia małżeństw i przywilejów homoseksualnych w każdym kraju Unii Europejskiej, legalizacji prostytucji jako zawodu. Jeśli nie chcemy podzielić losu zdegenerowanego Zachodu, musimy ten rząd zreaktywować na arenie międzynarodowej. Oczywiście, gdy rząd abdykuje, rola, zaangażowanie i świadomość rodzicielska jest bardzo ważna i rodzice muszą działać, za wszelką cenę – jest to bezsprzeczne. Nie można stracić ducha i się poddać. Nie można pozwolić na stały, planowy i skuteczny podbój placówek szkolnych przez skrają lewicę. Kosztem są dzieci.

 

Środowiska promujące odmienność seksualną organizują tęczowe dni w szkołach. Co mają zrobić rodzice, którzy nie zgadzają się na takie edukowanie swoich dzieci?

Rodzic ma pełne prawo nie wyrazić zgody na uczestnictwo dziecka w zajęciach o jakich mówimy i im podobnych. Na naszej stronie stop-seksualizacji.pl, bądź na stronie Instytutu Ordo Iuris można pobrać oświadczenie, które należy przekazać wychowawcy i dyrektorowi. Rodzic określa w nim, że nie chce aby dziecko brało udział w jakichkolwiek nieuzgodnionych zajęciach. Szkoła ma obowiązek poinformowania rodzica o każdych zajęciach pozaprogramowych i przedstawienia ich treści. Niektóre zajęcia jednak prowadzone są w ramach „wolnej interpretacji” przez nauczyciela podstawy programu i są trudne do wychwycenia. Każde takie nieodpowiedzialne działanie, o którym się dowiemy od dziecka należy zaskarżać: nauczyciela do dyrekcji, dyrekcji do kuratora. Instytut Ordo Iuris deklaruje pomoc prawną w przypadku konfrontacji ze szkołą. Można szukać pomocy w organizacjach prorodzinnych. Nie możemy jednak działać z pominięciem rodzica, którego dziecko było molestowane.

Ważne jest zaangażowanie rodziców w Rady Rodziców, którym szkoła jest zobowiązana przedstawić treści dopuszczonych zajęć. Konieczne jest wpływanie na dyrekcję i kadrę pedagogiczną by zachowali rozsądek w tych kwestiach. Musimy rozmawiać z nauczycielem i dyrekcją szkoły na temat treści nauczania na zajęciach programowych i pozaprogramowych.

Mamy prawo do wolności od jakiejkolwiek ideologicznej indoktrynacji naszych dzieci w szkole.

Do wolności od podważania w szkole prawd, na których oparta została konstytucja RP: o naturalnej rodzinie, o trwałej tożsamości płciowej kobiety i mężczyzny, o trwałości małżeństwa, o władzy rodzicielskiej do czasu osiągnięcia przez dziecko pełnoletności.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin