Pan z Panem w Zakopanem.doc

(2346 KB) Pobierz

Pan z Panem w Zakopanem[1]

 

 

1. Ballada o miłości, Staszku i jego bracie Marianie

 

Chłop chłopa dyszlem ogłuszył

Baba się pożarła z babą[2]

 

              Hanka nieprzytomnym, na wpół pijanym wzrokiem patrzyła na dwóch kłócących się jełopów. Gdzieś niedaleko, prawie że nad jej uchem darły się jak stare prześcieradła dwie spróchniałe baby, prawdopodobnie nie mogąc dojść do porozumienia w jakiejś ważkiej, wieśniackiej sprawie. A karczmarz, stary poczciwina, jak na złość, zapuszczał odpowiednie piosenki. Jako, że miała wrażenie, iż tamci dwaj faktycznie zaraz zaczną się lać, jak nie dyszlami i chochlami, to przynajmniej talerzami i krzesłami, dopiła piwo i poszła ich pogodzić.

              Dzisiaj ja będę na górze! – Staszek, nieźle już wstawiony, marszczył groźnie brwi.

              Byłeś wczoraj i przedwczoraj, jeszcze ci mało?! – grzmotnął w stół Marian, aż podskoczyły kufle i wazon z kwiatkiem.

              Po weselu wyjeżdżam do Stanów, chyba mam prawo ostatnie dni pobyć sobie na górze?!

              Ale ja też to lubię!

              Ekhem. Hanka stanęła przed nimi w tej swojej kolorowej, falbaniastej (wieśniackiej) kiecce, z wiankiem na głowie i z założonymi na biodrach rękami.

              O, siostrzyczka!

              Dla ciebie jełopie „pani wielmożna siostra!” – palnęła Staszka przez łeb. – Ile wy macie lat, żeby się kłócić o takie pierdoły?! Tylko wstydu przynosicie!

              Kończ waść. wstydu oszczędź, tak? – zaśmiał się Marian. – No dobra, braciszku, tylko się droczyłem. Możesz spać na górze. A ty siostruniu, bez nerwów, bo ci się więcej tych no… zmarszczek zrobi! – i znów się zaśmiał jak debil.

              Hanka tylko warknęła (słyszała to z milion razy i prawdę mówiąc, miała Mariana i jego docinki głęboko gdzieś) i wróciła do swojego stolika, byle jak najdalej od tych dwóch debili. I tak tu, w tej małej, podzakopańskiej mieścinie zwanej Gietrzwałd[3], znał ich każdy, ale ona mogła przynajmniej udawać, że nie ma z nimi nic wspólnego, nie?

              No i żeby nie było nieporozumień: Marian to starszy brat Staszka i Hanki, więc gdy on miał lat pięć, a Staszek trzy, rodzice, by oszczędzić miejsce w niewielkiej, wiejskiej chałupie i zarazem nie wiedząc, co czynią, kupili chłopcom łóżko piętrowe. Od tamtej pory Staszek i Marian kłócą się o to, który ma spać na górnej półce. Jak widać, od dwudziestu lat nic się w tej sprawie nie zmieniło, a dwudziestosześcioletnia Hanka nie mogła się już doczekać, kiedy któryś z tych matołów wyprowadzi się wreszcie z domu. Bo mimo że już dawno z niego wyrośli, a nogi wystawały im daleko poza, ci dwaj nie chcieli przenieść się na normalne łóżka, ani przestać się kłócić o ulubioną górę. Dobrze, że chociaż Marian był (już) na tyle mądry, by młodszemu (ale wcale nie głupszemu!) zwykle ustępować. Hanka podejrzewała, że wcale mu nie zależało, po prostu uwielbiał się z młodym droczyć. I przy okazji doprowadzać ją i ich rodziców do szewskiej pasji. Marzenie Hani o spokoju miało się za niedługo spełnić, ponieważ Staszek planował wyjechać po weselu Zośki i Maćka do Chicago w sprawie roboty jako model, którą miał mu rzekomo załatwić kolega.

              Taki wieśniak modelem? – myślała Hanka. – Phe, może i ładny z ryja.ładniejszy od niej!Chudy jak wieszak… od niej na pewno chudszy! ale słoma z butów wystaje, tego się ukryć nie da, cho...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin