Sara Wolf - Love me Never.pdf

(1774 KB) Pobierz
Mojej mamie, D i wszystkim innym dziewczynom, które musiały stawić
czoło potworom.
Jesteście niewiarygodnie odważne i silne, a ja jestem na zawsze z wami.
Rozdział 1
3 lata, 9 tygodni, 5 dni
Gdy miałam sześć lat, tata powiedział coś, co okazało się prawdą: każdy
człowiek ma własną listę celów do osiągnięcia.
Stworzenie poniższej zajęło jedenaście lat, ale dzięki pewnemu dupkowi,
który pojawił się w moim życiu, wreszcie jest ukończona:
Nie mówić o miłości.
Nie myśleć o miłości.
Myślenie i mówienie o miłości prowadzi do Miłości, która jest wrogiem.
A z wrogiem nie należy się bratać. Nawet jeśli ciacha w filmach sprawiają, że
miłość wydaje się czymś miłym, rozkosznym i kuszącym, nie dajcie się zwieść. To
największe na świecie zło, najgroźniejszy wróg powołany do życia przez
napompowanych hormonami dojrzewających kretynów. To Joker, Lex Luthor, ten
spaślak, który zawsze zadziera z gangiem Scooby-Doo. Ostateczny wróg w tej
głupiej grze komputerowej, którą nazywacie życiem.
Każdy gość na imprezie u Avery Brighton też ma swoją listę, ale większość
tych list wygląda identycznie i przedstawia się następująco:
Nawalić się.
Nawalić się jeszcze bardziej.
Postarać się nie zwymiotować na kogoś, kto mi się podoba.
Spróbować zaliczyć kogoś, kto mi się podoba, czyli tego, na kogo staram
się nie zwymiotować.
To niezawodna lista, którą jest w stanie zrealizować nawet kretyn. Dzięki
niej podobają nam się wszyscy, więc nie wymiotujemy na nikogo, a potem
próbujemy zaliczyć każdego. Idealna lista dla ludzi, którzy oglądają za dużo
telewizji, lubią się schlać do nieprzytomności i obściskiwać z kimś, kogo potem nie
będą pamiętać. Z jej powodu wszyscy tu są nieznośni. Zwłaszcza chłopcy. Jeden
obejmuje mnie ramieniem, jest czerwony na twarzy i mruczy coś sugestywnie o
tym, żebyśmy znaleźli spokojniejsze miejsce.
Nie ma pojęcia, kim jestem. I nie wie, przez co przeszłam.
Jest idiotą. Ale, żeby mu oddać sprawiedliwość, większość osób tutaj to
idioci.
Sznuruję usta i odpycham go, a potem szybko znikam w kuchni. Wszyscy
tutaj są zbyt zajęci piciem, żeby kręcić z dziewczynami. Nie, żeby często ktoś ze
mną kręcił. To nadal coś całkiem nowego, bo mało kto podrywa grube laski, a ja
taka właśnie byłam. Gruba.
Poprawiam koszulkę z Florence and the Machine i upewniam się, że
zakrywa co trzeba. Oślepienie wszystkich „fajnych” w East Summit High nie jest
najlepszym sposobem na zdobycie znaczących przyjaciół. Albo w ogóle
jakichkolwiek. Wszystko mi jedno. Boże, prawda jest taka, że na tym etapie
przystałabym nawet na wroga. Jak się nie ma kotwicy, liceum zdające się być
bezkresnym morzem, jest najbardziej gównianym miejscem świata.
– Isis! – Sunie ku mnie pijana dziewczyna. Czarne włosy kleją jej się do
spoconej twarzy. – Czeeeeść! Jak się… Co tu… Robisz?
– Brawo! – ryzykuję żart, a ona chichocze.
– Jestem Kayla. Poznałyśmy się na historii… planety.
– Na historii powszechnej? – podsuwam.
– Tak! – klaszcze, a potem wskazuje na mnie palcem. – Jesteś naprawdę
bystra.
– Jak nie przestaniesz, zaraz będę mokra. – Subtelnie stabilizuję jej rękę, w
której niepokojąco huśta się czerwona szklanka z piwem. Ostrzegawczo zrosiła już
podłogę i moje dżinsy.
– Będziesz mokra? – Zaciska powieki i uśmiecha się. Gdy nie reaguję,
powtarza.
– Co robisz?
– Mrugam!
– Tam, skąd pochodzę, mówi się na to: upijam się.
– Pijana? – Zaczyna się śmiać i spada na mnie kilka kropli piwnej śliny. –
Ani odrobinę!
– Słuchaj, jesteś naprawdę… – milknę, bo Kayla beka. – Super, że pogadałaś
z dziwną nową dziewczyną, ale chyba powinnaś się położyć. Albo najlepiej cofnąć
w czasie. Do epoki sprzed wynalezienia alkoholu.
– Śmieszna jesteś! Kto cię zaprosił?
– Avery.
– Czyli znów to robi. – Kayla wybucha śmiechem. – Nie pij ponczu!
– Co robi?
– Zaprasza na imprezy nowych. Jeśli przez cały wieczór się nie popłaczą ani
nie zsikają w majtki, akceptujemy ich.
Super. Siedem godzin picia paskudnego piwa, kupionego przez czyjegoś
starszego brata, żeby rozstrzygnąć, kto się nadaje do zaakceptowania, a kto nie.
Powinnam była się tego spodziewać po nudnym, grzecznym przedmieściu w Ohio.
– A co jest nie tak z ponczem? – Zerkam przez ramię na gigantyczną
plastikową misę wypełnioną rubinową cieczą.
– Jest tam sproszkowany środek prze… przecze… proszek na kupę! –
kończy Kayla. Kilku chłopców krąży wokół niej jak sępy. Czekają, aż przekroczy
granicę między byciem pijaną a byciem zbyt pijaną, żeby protestować. Łypię na
Zgłoś jeśli naruszono regulamin