WARS I SAWA – Edyta Wygonik - Barzyk
1.
W dawnych czasach nasz kraj pokrywały nieprzebyte puszcze, pełne dzikich zwierząt. Nie było wtedy miast ani wsi, a ludzie mieszkali w niewielkich osadach.
Żył sobie wówczas nad rzeką Wisłą, w mazowieckim borze, młody rybak Wars. Był człowiekiem niezwykle pracowitym i oddanym zajęciu, które wykonywał. Na połowy wypływał zbudowaną przez siebie łodzią i zawsze wracał z sieciami pełnymi ryb.
Był niezwykle rozkochany w przyrodzie. Uwielbiał podziwiać krajobrazy, obserwować życie zwierząt, słuchać śpiewu ptaków. Szczególnie cieszyły go nocne połowy, kiedy puszczę oświetlał blask księżyca.
2.
Podczas jednej z takich nocnych wypraw przytrafiło mu się coś niezwykłego. Po zarzuceniu sieci siedział jak zwykle w swej łodzi pośród trzcin, aż tu nagle woda w rzece poruszyła się niespokojnie, a z jej fal wynurzyła się przepiękna dziewczyna. Miała długie, jasne włosy i śliczne oczy. Wars popatrzył na nią pełen zachwytu i nie mógł od niej oderwać wzroku. Ależ jakie było jego zdziwienie, kiedy spostrzegł, że ta cudna dziewczyna od połowy ciała ma… rybi ogon, pokryty srebrną łuską.
- Przecież to najprawdziwsza syrena – wyszeptał do siebie.
Ona nie zauważyła go i nieświadoma tego, że ktoś ją obserwuje, zaczęła śpiewać przepiękną pieśń. Jej dźwięczny głos wywołał wzruszenie w sercu rybaka. Wsłuchiwał się zauroczony i szybko zrozumiał, że nie będzie mógł żyć baz syreny. Każdej nocy przybywał w to samo miejsce. Z ukrycia obserwował ją i słuchał śpiewanych przez nią pieśni. W końcu podjął decyzję, że musi z nią porozmawiać i wyjawić jej swoje uczucia.
Cicho wyszedł zza trzcin. Syrena przerwała swoją pieśń i ze zdziwieniem oraz nieukrywanym gniewem zapytała:
- Dlaczego mnie podglądasz?
- Wybacz mi, proszę, odważyłem się, gdyż muszę ci coś powiedzieć. Jestem rybakiem i …
- Wiem, że jesteś rybakiem – odpowiedziała. – Widuję cię na Wiśle kiedy łowisz ryby.
- Właśnie podczas jednego z połowów – mówił drżącym głosem rybak – ujrzałem cię po raz pierwszy i usłyszałem twoja pieśń. Już wtedy bardzo cię pokochałem. Zostań ze mną, proszę….
3.
Ale jak to możliwe, przecież ty jesteś człowiekiem, a ja syreną?
Ty mieszkasz w chacie, a ja nie mogę obejść się bez wody.
- To nie ma znaczenia, kochana syreno – mówiąc to, wziął ją na ręce i przytulił. – Czy zostaniesz moją żoną? – zapytał, wpatrując się w nią z miłością.
- Tak, bardzo tego pragnę – odparła. – Ty też spodobałaś mi się, kiedy ujrzałem cię po raz pierwszy.
Wars pocałował ją i nagle stało się coś niezwykłego: rybi ogon syreny zamienił się w nogi.
4.
- Jednak stara przepowiednia sprawdziła się - rzekła syrena.
- Mówiła ona o tym, że jeśli mężczyzna pokocha syrenę, ona odwzajemni jego uczucia i zechce być jego żoną, wtedy staje się kobietą.
Uszczęśliwiony Wars zabrał Sawę – bo tak miała na imię jego ukochana – do domu, gdzie wkrótce odbył się ślub.
Żyli długo w szczęściu i miłości. Wokół ich domu powstała z czasem wielka osada rybacka, nazwana od ich imion Warszawą. Rozrastała się przez lata – obecnie jest stolicą Polski i jej największym miastem.
O ORLIM GNIEŹDZIE – ANNA SÓJKA
Dawno temu, gdy nieprzebyte puszce splątane gęstwiną porastały rozległe równiny i zbocza nieba sięgających gór, liczne plemiona Słowian wędrowały w poszukiwaniu najgodniejszej siedziby…
Szły najpierw zastępy wojów odzianych w skóry, zbrojonych w łuki i oszczepy. Kroczyli dzielnie, torując drogę współziomkom: mężom i kobietom, starcom i dzieciom. Każdy z wędrowców dźwigał na plecach swój dobytek. Byli tacy, którym nie ciążył on wcale, lecz niektórzy uginali się do ziemi pod wypchanymi workami wszelkiego dobra. Młodzi chłopcy pędzili za ludzką ciżbą stada koni, krów, baranów i kóz. Pochód zamykały groźne oddziały tylnej straży.
Mijały dni i tygodnie, a oni wciąż wędrowali, przechodząc i pustkowia nieprzyjazne, i ukwiecone łąki. Nie zatrzymywali się jednak nigdzie na dłużej, niż trzeba było, żeby nieco odpocząć. Uparcie posuwali się na przód. Nie mogły ich powstrzymać ani zdradliwe bagna, ani kuszące ożywczym cieniem doliny, ani szumiące zagajniki, pełne leśnych rusałek i ich czarów.
Na czele zastępów jechali konno wodzowie – trzej bracia: Lech, Czech i Rus. Każdy z nich postawny, dorodny, ale odmiennej natury. Powiadali ludzie, że Lech był szczery i pogodny, Rus poważny i zamknięty w sobie, czech zaś – bystry bardzo, nade wszystko żarty lubił.
Zbliżał się wieczór kolejnego dnia wędrówki, gdy plemiona dotarły na skraj wielkiej, szumiącej puszczy. Trzej bracia wstrzymali konie, zdumieni pięknem roztaczającego się widoku. Oto stanęli na skraju żyznej doliny przeciętej wijącej się wstęgą rzeki. Między niewielkimi wzniesieniami połyskiwały nieruchome tafle drobnych jezior, odcinając się ciemnym błękitem od soczystej zieleni traw. Wokół panowała głęboka cisza, zwiastująca nadejście ciepłej nocy.
Nagle zaszumiały szerokie skrzydła: z rosnącego na pobliskim wzgórzu dębu poderwał się srebrnopióry orzeł i zatoczył szerokie koło na tle zachodzącego słońca. Rus porwał za łuk, chcąc zestrzelić wspaniałego ptaka, lecz Lech powstrzymał go ruchem ręki.
- Oto znak- powiedział. – Potężny orzeł założył tu gniazdo, by żyć spokojnie i szczęśliwie do kresu swych dni. I ja pozostanę w tej dolinie, a na wzgórzu zbuduję silny gród. Moi ludzie znajdą tu radość i odpoczynek.
- Piękne to miejsce- zgodzili się z nim bracia. – I słusznie czynisz, pozostając tutaj, my jednak musimy iść dalej, bo dolina nie pomieści wszystkich plemion. Los pozwoli, że znajdziemy swoje ziemie.
Stało się, jak rzekli. Rus i Czech ruszyli w drogę, a po jakimś czasie założyli okazałe warownie – jeden na wschodzie, drugi przeszedłszy Karpaty, na południu. Lech zaś pozstał w zielonej dolinie, gdzie bardzo szybko zadudniły topory, a ludzie z drewnianych bali zaczęli wznosić swe domy, by żyć w nich i pracować szczęśliwie.
Nie minęło wiele czasu, gdy powstał gród, od gniazda ujrzanego po długiej wędrówce Gnieznem, a później Gnieznem zwanym. Stał się on wkrótce pierwszą stolicą polskich władców. Przez całe zaś lata od owego wydarzenia para orłów wychowywała swe młode na potężnym dębie, wokół którego zbudowano warownię. Nic więc dziwnego, że mieszkańcy doliny obrali sobie wizerunek srebrnopiórego ptaka za godło.
Lajkonik (konik zwierzyniecki, tatarzyn) to jeden z nieoficjalnych symboli Krakowa, mający postać małego konika z siedzącym na nim brodatym jeźdźcem w charakterystycznej spiczastej czapce.
Legenda konika zwierzynieckiego
W 1287 roku horda tatarska zbliżyła się wieczorem do bram miasta. Tatarzy atak odłożyli na rano, postanawiając przenocować nad Wisłą, w pobliżu wsi Zwierzyniec (obecnie dzielnica Krakowa). Zauważyli ich wiślańscy flisacy (tzw. włóczkowie – od tego nazwa jednej z ulic – Ulica Włóczków) z Półwsia Zwierzynieckiego, a pojmawszy Tatarów postanowili zażartować z mieszkańców Krakowa: przebrali się w stroje azjatyckich wojowników i na zdobycznych koniach wjechali do miasta. Szybko jednak mistyfikacja się wydała, ku zadowoleniu krakowian, a burmistrz Krakowa podał do wiadomości, że od tej pory co roku obchodzona będzie tradycja nawiązująca do tego wydarzenia.
Ola-z-przedszkola
\
Jak głosi legenda dawno, dawno temu do brzegu Bałtyku przypłynęły dwie siostry - syreny, mieszkające w głębinach morza. Były to kobiety-ryby o wielkiej urodzie. Jedna z sióstr postanowiła popłynąć dalej w stronę cieśnin duńskich, gdzie została aż po dzień dzisiejszy. Możemy ją zobaczyć siedzącą na skale u wejścia do portu w Kopenhadze. Druga syrena przypłynęła do nadmorskiego miasteczka Gdańsk, skąd Wisłą popłynęła w górę rzeki. Podobno właśnie u podnóża dzisiejszego Starego Miasta wyszła z wody na piaszczysty brzeg, aby odpocząć, i tak spodobało jej się miejsce, które zobaczyła, że postanowiła tu zostać.
Rybacy, zamieszkujący pobliską osadę zauważyli, że ktoś podczas połowów wzburza fale Wisły, plącze sieci i wypuszcza ryby z więcierzy. Postanowili więc schwytać szkodnika i rozprawić się z nim raz na zawsze. Jednakże, kiedy usłyszeli przepiękny głos syreny, zaniechali swoich zamiarów i szczerze pokochali piękną kobietę-rybę, która od tej pory co wieczór umilała im czas przepięknym śpiewem.
Pewnego dnia zobaczył syrenkę bogaty kupiec przechadzający się brzegiem Wisły. Postanowił schwytać ją i uwięzić, żeby za pieniądze pokazywać na jarmarkach. Jak pomyślał, tak też zrobił. Podstępem ujął syrenę i uwięził w drewnianej szopie.. Skargi syreny usłyszał młody syn rybaka i z pomocą przyjaciół, pod osłoną nocy uwolnił ją. Syrena z wdzięczności za uratowanie życia obiecała im, że zawsze - kiedy tylko będą potrzebowali pomocy, stanie w ich obronie. I odtąd warszawska syrenka, uzbrojona w miecz i tarczę broni miasta i jego mieszkańców.
Z nowej stolicy, Krakowem zwanej, do starego przodków Gniezna dwie, jakże różne wiodły drogi.
...
mysterymoon