Ahern Jerry - Krucjata 13 Pościg.rtf

(914 KB) Pobierz

JERRY AHERN

 

 

 

KRUCJATA 13: POŚCIG

 

Przełożyła: Barbara Lewko

Dla Darthy Hix - mam nadzieję, że Ci się spodoba. Wszystkiego najlepszego...

 

ROZDZIAŁ I

 

Żołnierze pułkownika Wolfganga Manna byli ostatnim oddziałem nowej formacji SS. Stawiali jeszcze opór, ale w zasadzie był on daremny. Właśnie umocnili swoje pozycje, kiedy elektroniczny system ostrzegania nadesłał meldunek o dużym zgrupowaniu wojsk, zmierzających w stronę Complexu drogą lądową i powietrzną.

- Rosjanie - stwierdził krótko Mann, któremu bez znieczulenia nastawiono zwichniętą nogę.

- Władymir - szepnęła Natalia. Sarah spojrzała na nich z niepokojem.

- Cholera - mruknął Rourke.

Kurinami poszedł po Elaine Haverson, zabierając z sobą Sarah i Helenę Sturm z jej trzema synkami i nowo narodzonymi córeczkami.

Rourke zmienił czarny mundur polowy na swoje własne levisy, niebieską koszulę i wojskowe buty. Siedział teraz nad drugą filiżanką kawy. Gdy pił pierwszą, nawiązano łączność radiową pomiędzy Helmutem Sturmem a pułkownikiem Mannem. Potem nadeszła wiadomość, że Sturm popełnił samobójstwo, dowiedziawszy się, iż jego żona i dzieci omal nie zginęły z rozkazu nazistowskiego rządu, któremu złożył przysięgę wierności.

Popijając kawę, Rourke ładował magazynki pistoletów, sprawdził karabiny i gładził ostrze swojego noża myśliwskiego marki Gerber. Gdy nadszedł meldunek o zbliżaniu się wojsk radzieckich pod dowództwem Władymira Karamazowa, John spokojnie dopił kawę, skończył ładować magazynki, wsunął do kabur pistolety, a nóż schował do pochwy.

Kiedy kapitan Hartman złożył meldunek o gotowości swojego oddziału do odparcia ataku, Natalia oznajmiła, że pójdzie się przygotować. Frau Mann, która dołączyła do nich w pobliżu centrum łączności, poszła za nią. Tylko Kurinami usiadł przy Rourke'u i cicho spytał:

- Znów bitwa, John?

- Tak - odrzekł doktor porucznikowi japońskiej marynarki i wyszedł z centrum łączności.

Znalezienie pułkownika Manna, który oparty o kule stał w otoczeniu oficerów na jednej z ulic Complexu, nie zajęło mu wiele czasu. Mann, dostrzegłszy Amerykanina i Japończyka, pomachał im, a oficerowie rozstąpili się, żeby zrobić przejście.

- Pułkowniku? - Rourke podszedł do niemieckiego dowódcy.

- Walczył pan już przedtem z tym człowiekiem. Ma pan jakieś sugestie? - zapytał Mann.

- Mógłby być diabłem - powoli odpowiedział John. - Ale jest tylko człowiekiem z krwi i kości. I chce żyć. Zrobił więcej dla siebie niż dla swojej sprawy, choć może to jedno i to samo. Jeśli poczuje się osobiście zagrożony, zabierze z sobą większość swoich ludzi i ucieknie, żeby wrócić i bić się innego dnia.

- A więc błyskawiczne uderzenie w sam środek jego wojsk?

- Tak. - Rourke wolno skinął głową.

- Łatwiej to powiedzieć niż wykonać, doktorze. Jedna trzecia załogi Complexu albo była lojalna wobec Wodza i już nie żyje, albo jest ranna, albo pod strażą. Jedna trzecia ludzi, doktorze, nie nadaje się do walki. Zniszczono znaczną część naszego wyposażenia.

Rourke wyciągnął wąskie, ciemne cygaro z wewnętrznej kieszeni brązowej kurtki lotniczej.

- Niech mi pan da kilku ludzi i trochę broni. Poprowadzę rajd na główną kwaterę Karamazowa, o ile ją tylko namierzymy. Proszę zatrzymać w Complexie tylko tylu ludzi, aby nie pozostał całkiem bezbronny. Wszyscy inni niech stworzą oddział, który przejdzie do kontrataku w tej samej chwili, kiedy ja uderzę na kwaterę główną. Należy wykonać manewr zaczepny, żeby Karamazow nabrał przekonania o naszej sile i liczebności. Powinien poczuć zagrożenie.

- Idę z tobą - usłyszał kobiecy głos za plecami.

To Natalia. Odwrócił wzrok od Manna i spojrzał na nią. Stała, mając za plecami ulicę pełną przedbitewnej krzątaniny. Uzbrojeni mężczyźni biegali tu i tam, a opancerzone pojazdy wjeżdżały i wyjeżdżały przez główną bramę Complexu.

- Ty, Sarah i Elaine możecie zostać tutaj. Przydacie się do obrony Complexu. Zabiorę z sobą Akiro, jeśli zechce mi towarzyszyć.

- Pójdę! - krzyknął Kurinami z entuzjazmem.

- Pójdę - szepnęła Natalia stanowczo. - Znam mojego męża lepiej niż ktokolwiek inny. Wiem, co myśli. Jeśli pójdziemy razem, będziemy mogli penetrować teren z dwóch stron jednocześnie. Być może zwiększy to szansę schwytania Władymira przez zaskoczenie.

Jej ręce spoczywały na kaburach rewolwerów. Miała teraz na sobie swój zwykły czarny bojowy kombinezon, którego prosty krój czynił ją jeszcze bardziej pociągającą. Czarne buty na płaskich obcasach sięgały jej prawie do kolan, na lewym ramieniu wisiała czarna płócienna torba, a przez piersi Rosjanka miała przewieszony M-16. Spod lewej pachy wystawał walter z tłumikiem. Ciemne włosy sięgały jej do ramion, a kiedy potrząsnęła głową, zabłąkany kosmyk opadł na czoło. Oczy - intensywnie błękitne o dziwnie twardym spojrzeniu.

- W porządku - odpowiedział John.

Niemieckie tankietki przypomniały Rourke'owi, jak kiedyś Rommel obłożył dyktą volkswageny, robiąc z nich atrapy czołgów. Miało to przekonać aliantów, że Lis Pustyni dysponuje o wiele większymi od faktycznych zapasami broni. Tankietki były nieco wolniejsze od volkswagenów. Człowiek prowadzący pojazd obsługiwał jednocześnie elektronicznie sterowaną broń. W zasadzie tworzył w ten sposób integralną całość z maszyną.

Kapitan Hartman polecił sierżantowi Hofsteaderowi, aby ten krótko przeszkolił Rourke'a, Natalię i Kurinami.

- Doktorze, pani major, poruczniku. Aby móc w pełni wykorzystać KP-6, należy się przez kilka tygodni wprawiać na modelu ćwiczebnym, a potem na poligonie. Ale prowadzenie KP-6 jest tak proste, jak prowadzenie samochodu. Trudno jednak posługiwać się bronią, gdy pojazd jest w ruchu. Strzelając i wykonując jednocześnie gwałtowne zwroty, można uszkodzić czołg. Interesuję się dawną bronią, Herr Doktor. Za pańskich czasów czołgom łatwo spadały czy pękały gąsiennice, co unieruchamiało zwykle wszystkie ówczesne wozy, natomiast w wypadku nieprawidłowej obsługi KP-6 może się przewrócić. W rękach doświadczonego żołnierza jest to prawie niemożliwe, nawet gdyby strzelał skręcając. No, ostrzegłem was przed największym niebezpieczeństwem. - Hofsteader uśmiechnął się. - A teraz, pani major, może zechciałaby pani wejść do środka?

Natalia skinęła głową, a Rourke pomógł jej się wdrapać na pancerz o barwie pustynnego piasku. Hofsteader wspiął się z drugiej strony i podniósł pokrywę włazu. Natalia obróciła się, spuściła nogi i ześliznęła w dół. Kiedy się odezwała z wnętrza pojazdu, jej głos odbił się dziwnym echem.

- Tu jest bardzo ciasno, sierżancie!

- Tak, pani major, ale poczuje się pani względnie wygodnie, kiedy nałoży pasy i usadowi się w Fotelu.

- Rzeczywiście, ma pan rację. Jest tu nawet trochę miejsca na nogi.

- Kabłąk przed panią pełni funkcję kierownicy. Prawą stopą naciska pani pedał gazu, pierwszy z prawej strony. Środkowy pedał to hamulec, a trzeci...

- Sprzęgło?

Hofsteader głośno się roześmiał.

- Nie, pani major. Sprzęgło... Czytałem o tym, a nawet widziałem w starych, zabytkowych pojazdach. Ale ten pedał po lewej stronie to przekładnia biegów. Naciskając go podczas jazdy, automatycznie zmienia pani kierunek obrotu czterech głównych kół napędowych. Gdy naciśnie pani pedał, jadąc wstecz, znów ruszy pani do przodu. Przy uruchamianiu czołgu należy odczytać z tablicy kontrolnej, na którym biegu jest pojazd.

Karinami spojrzał na Hofsteadera.

- Sierżancie, czy nie ma tu innych biegów? Chodzi mi o jazdę w szczególnie trudnym terenie.

- Nie ma takiej potrzeby, poruczniku. Czujniki umieszczone w gąsienicach czołgu i na jego podwoziu bez przerwy monitorują teren, dokonując na bieżąco autokompensacji.

- Jak można podczas jazdy zmienić kierunek bezpośrednio z przodu w tył, nie uszkadzając skrzyni biegów? - dopytywał się Rourke.

- Biegi są całkowicie oddzielone od siebie. Naciśnięcie pedału powoduje przełączenie z jednego kierunku na drugi.

Potem Hofsteader wytłumaczył im po kolei zasady działania wszystkich najważniejszych wskaźników, przycisków i pokręteł. Ekonomiczna prędkość tankietki wynosiła sto trzydzieści kilometrów na godzinę, a maksymalna - na suchym i płaskim terenie -sto pięćdziesiąt cztery kilometry na godzinę. Poruszając się równie swobodnie po lądzie, jak i pod wodą, mógł pokonać każdą przeszkodę wznoszącą się pod kątem siedemdziesięciu stopni. Na szczycie pojazdu zamontowano czterdziestomilimetrową samopowtarzalną wyrzutnię granatów, mogącą wykonać obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni. Po obu stronach wozu wbudowano wyrzutnie pocisków, których celowniki nastawiał komputer na konsolecie. Z każdej strony po trzy pociski. Na przedzie i z tyłu znajdowały się dwa jednakowe, niezależne od siebie karabiny maszynowe. Rourke ocenił na oko, że są to siedemdziesiątki. W sumie można było strzelać jednocześnie w czterech kierunkach.

Spojrzał na zegarek. Za dziesięć minut zbierze się oddział mający kontratakować. Ostatnie meldunki wskazywały na to, że Rosjanie mogą uderzyć w każdej chwili. Hofsteader przerwał te rozmyślania.

- Czy są jakieś pytania? Komentarze? Panowie? Pani Major? Kurinami zaśmiał się.

- Gdyby to było pięćset lat temu, mój kraj zrobiłby to lepiej.

Krakowski siedział w swojej maszynie, patrząc na tablicę kontrolną. Myślał o tym, że dawny pułkownik Karamazow jest już marszałkiem i że dzisiaj będą awanse, w tym co najmniej jeden na pułkownika. W grę wchodzi albo Antonowicz z najbliższego otoczenia marszałka, albo on, Krakowski, pochodzący z nowej generacji żołnierzy, wychowanych dla wojny w Podziemnym Mieście na Uralu.

Oczywiście wolałby, żeby wybór padł na niego.

- Tu mówi Krakowski - powiedział do mikrofonu. - Towarzysze! W tej historycznej chwili musicie myśleć tylko o jednym. Nie walczymy z nazistami i ich kapitalistycznymi sojusznikami dla własnej chwały. Walczymy o bezpieczeństwo narodu radzieckiego, o ogólnoświatowy komunizm. Nie ma szczytniejszych celów, a żadne poświęcenie nie jest zbyt wielkie. Dla niektórych z nas są to być może ostatnie chwile. Nazistowska twierdza jest dobrze umocniona. Ale to nie stanowi przeszkody dla naszych wspólnych wysiłków. Razem dążymy do zwycięstwa. I zwycięstwo przypadnie nam w udziale, towarzysze!

Byłby to świetny napis na pomniku, gdyby mu taki kiedyś postawiono. Na razie zapisze to w swoim dzienniku. Zaczął zwiększać obroty głównego silnika, obserwując przyrządy, podczas gdy temperatura osiągała dopuszczalny poziom. ”Zwycięstwo przypadnie nam w udziale. Brzmi to bardzo dobrze” - myślał Krakowski, delektując się własnymi słowami...

Władymir Karamazow spojrzał na zegarek. Słońce zaraz wzejdzie, a wtedy jego wojska zaatakują w kierunku wschodnim, tam gdzie jest twierdza nazistów. Wyszedł z naprędce postawionego namiotu, służącego mu jako tymczasowe centrum dowodzenia. Pomnik helikopterów przypominał mu brzęczenie roju rozdrażnionych owadów. Marszałek pomyślał, że świat sprowokował tę wojnę. Świat sprowokował swoją zagładę, nie chcąc ustąpić nieustępliwemu. Dobro. Zło. Te słowa niewiele dla niego znaczyły. W istnienie prawdy wierzą tylko ci, którzy jej szukają.

On znalazł swoją prawdę: dążenie do coraz większej władzy. I jeszcze większą prawdę: zemstę. Pragnął jej z całych sił. Natalia. Właśnie zaczynała swoją pokutę, kiedy Rourke znów mu ją odebrał. Karamazow dotknął swej ręki w miejscu, gdzie ostatnio został postrzelony. Następnym razem zabije Natalię, a jej agonia będzie niewiarygodnie długa. To, czy Rourke zginie z jego ręki, nie jest już takie ważne. Kocha ją, a więc gdy ona umrze w straszliwych męczarniach, dusza Rourke'a też umrze.

Przystanął na skraju polany, gdzie rozbili namioty. Poranne powietrze było ciepłe i wilgotne. Jeśli z jakiegoś powodu nie dojdzie do całkowitego zwycięstwa - nastąpi masowa zagłada.

Zorganizował wszystko w ten sposób, by wyeliminować jakieś trzecie wyjście.

Byli już w historii ludzie, którzy się starali przejąć całkowitą władzę na życiem i śmiercią innych. Jeśli więc on, marszałek Władymir Karamazow, nie będzie mógł zostać panem życia, to stanie się panem śmierci, a jego władza będzie ostateczna i nieodwołalna.

Niedługo wzejdzie słońce. Wkrótce rozpocznie się walka.

 

ROZDZIAŁ II

 

Nad horyzontem pojawiła się na wschodzie linia świetlistej szarości. Rourke wziął Sarah w ramiona i mocno ją przytulił. Ciepły, wilgotny wiatr targał zarośla na szczycie góry, we wnętrzu której pięćset lat temu zbudowano Complex. Świst powietrza rozcinanego łopatkami śmigieł boleśnie ranił uszy.

- Nam nic się tu nie stanie - szepnęła Sarah. Rourke poczuł na twarzy jej ciepły oddech. - Ale ty, Natalia i Akiro, bądźcie ostrożni. Proszę. Wróć do mnie, John. Czuję coś. Wiem, że to niemądre, ale czuję coś w sobie. Tak, jak czułam w sobie Michaela, kiedy nosiłam Annie. To jest... och...

John obejmował żonę.

- Ja też to czuję. Przykro mi, że zrobiłem to z Michaelem i z Annie. Przykro mi, że posłużyłem się kriogeniką, aby mogli dorosnąć. Postąpiłem tak, bo uważałem, że to pozwoli przetrwać nam wszystkim.

- Wiem - odpowiedziała. Rourke wciąż miał twarz zanurzoną w jej włosach, które ciągle jeszcze pachniały wytwornymi perfumami. Była to pozostałość po maskaradzie, którą urządzili, aby uratować Helenę Sturm i jej dzieci. Sarah przebrała się już w czarne drelichy i szarą bawełnianą kamizelkę.

- Jeśli jestem... jeśli jestem w ciąży... wiedz, że nie zrobiłam tego naumyślnie z powodu... przez Natalię.

- Wiem - odpowiedział. - Kocham cię i zawsze cię kochałem. Może damy sobie radę.

Czubkami palców dotknął jej podbródka, uniósł twarz, musnął lekko usta, a potem mocno pocałował.

- Uważaj na siebie - powiedział, wypuszczając ją z objęć. Podniósł z chodnika karabin i nie oglądając się za siebie, pobiegł w stronę czołgu. Wskoczył na pancerz, położył M-16 na wieżyczce, wsunął się do środka i sięgnął po broń. Rozejrzał się dookoła. Niedaleko stał czołg Kurinami; Akiro właśnie zamykał pokrywę włazu. Natalia, przechodząc obok, pomachała mu na pożegnanie. Rourke widział całe lądowisko na szczycie góry, a na nim, oprócz ich maszyn, osiemnaście innych czołgów. Każdy z nich był przyczepiony liną do podwozia jednego z niemieckich helikopterów. Sam Mann to wymyślił i przećwiczył z pilotami do perfekcji. Kapitan Hartman wyjaśnił Rourke'owi, że to sposób na szybkie przeniesienie uzbrojenia w każdy punkt pola walki, do którego może dotrzeć helikopter. Tankietki, mimo całej broni na pokładzie, są lekkie. Helikoptery, w razie potrzeby mogą osiągnąć szybkość bojową. Mogą unieść się nad polem bitwy, opuścić wozy bojowe na ziemię i osłaniać je ogniem z broni pokładowej, dopóki tankietki nie zostaną odczepione i nie będą mogły włączyć się do walki.

Ostrzeżono ich przed nudnościami wywołanymi kołysaniem się czołgów. Ale on nie miał czasu, by coś zjeść.

Spojrzał na pole za sobą. Zobaczył żonę w czarnych spodniach i szarym bezrękawniku, ściśniętą w talii wojskowym pasem. Nie pomachał jej. Patrzył. Obejrzała się. Skinął głową, wsunął się do wnętrza pojazdu i zamknął pokrywę włazu. Starał się dopasować swoje ciało do wymiarów fotela. Miniczołgi nie były przewidziane dla wysokich osób. W końcu zapiął wszystkie klamry, obserwując jednocześnie odczyty kontrolne na konsolecie. W pewnym momencie spojrzał na zegarek. Świtało...

Pułkownik Wolfgang Mann stał przy górnych umocnieniach Complexu i spoglądał w dół na starannie zagospodarowany teren. Uratowano ziemię przed zniszczeniem, zasadzono nowe rośliny, aby pomóc naturze powrócić do pierwotnego stanu. Teraz tę ziemię użyźni ludzka krew. Jakże różniła się ta wojna od abstrakcyjnych działań, z którymi się zetknął, studiując taktykę. Tam nie było prawdziwego wroga - tutaj wszystko nagle okazało się inne. Dlatego właśnie Helmut Sturm odebrał sobie życie.

Teraz kobiety i mężczyźni ginęli w walce. Nie żyje Wódz i wielu wiernych mu esesmanów. Niektórzy popełnili samobójstwo, inni zginęli bardziej honorowo - w walce. Były też egzekucje. Skazano tych, którzy spowodowali niepotrzebną śmierć innych. Po wykryciu spisku na życie Dietera Bema, przeprowadzono czystkę.

Głos Berna - filozofa, nauczyciela, naukowca, a teraz nowego wodza - rozbrzmiewał z głośników umieszczonych wokół lądowiska i na zboczu góry. Docierał do oddziałów piechoty i do czołgów stojących u podnóża.

- Dziś w nocy wyzwoliliśmy się spod tyranii, a teraz znów musimy się wykazać męstwem i zdecydowaniem. Być może, że walka dobra ze złem nigdy się nie skończy. Przeżyjecie czas chwały i upokorzenia, będą zrywy nadludzkiej odwagi i chwile paraliżującego strachu. Dobre czyny. Złe czyny. Tkwią one w sercach i umysłach ludzi; to jest abstrakcja, której nie można dotknąć, zbadać”, przeanalizować. Walczymy o wolność. Nasz wróg walczy, aby nas zabić albo zrobić z nas niewolników. Nasza walka jest słuszna. Wszystko, czego można od nas żądać, to najwyższe poświęcenie. Nadzieje i aspiracje nas wszystkich będą z wami podczas tej walki.

Głos odbijał się echem i ginął w szumie wiatru.

Mannowi dokuczała zwichnięta noga, ale nie były to już ostre ataki bólu. Teraz pułkownik mógł go opanować.

Zatrzeszczało radio. Odezwał się.

- Tak, kapitanie Hartman?

- Panie pułkowniku, grupa szturmowa czeka na pańskie rozkazy.

Wolfgang Mann zamknął oczy. Zastanawiał się, czy Bóg, o którym mówili niektórzy Amerykanie, Bóg, o którym czytał w zakazanych książkach, przyjmie jego modlitwę. O ile Bóg istnieje.

- Boże, pobłogosław ich - mruknął.

- Panie pułkowniku?

- Hartman, w imię Boże! Atakujcie.

- Tak jest!

Wolfgang Mann poczuł, że wiatr nagle ucichł...

Rourke mógł obserwować teren za pośrednictwem dwóch kamer telewizyjnych o polu widzenia sto osiemdziesiąt stopni. Pokrętłem na konsolecie mógł włączać podgląd na przedzie lub za pojazdem. Teraz kamera ukazywała to, co się działo przed czołgiem i nad nim. W powietrzu roiło się od samolotów i helikopterów, wybuchały pociski przeciwlotnicze, a rakiety zostawiały za sobą długie smugi. Atak na Complex rozpoczął się dokładnie o przewidzianej przez niego porze, jednak uderzenie było gwałtowniejsze, niż ktokolwiek się spodziewał. Odłamki dzwoniły o pancerz czołgu. John kurczowo trzymał się poręczy, bo nic innego nie mógł teraz zrobić. Jeśli jego helikopter zostanie zestrzelony, zginie.

Stawał w obliczu śmierci więcej razy, niż mógł zliczyć, ale nigdy nie był tak bezradny, jak teraz. Myślał o Natalii i Kurinarnim, zamkniętych w swoich czołgach. Wszyscy dzielili ten sam los, wszystkim groziło to samo. A jeśli szczęśliwie przekroczą linię frontu, czołgi zostaną opuszczone w dół.

Nagle w pobliżu eksplodowała rakieta. Gwałtowny wybuch wstrząsnął czołgiem i rozkołysał go. Rourke skierował kamerę do góry. Śmigłowiec dymił.

- Jasna cholera - syknął, zaciskając jeszcze silniej dłonie na poręczach fotela. Przed nimi, w dole, wspierana czołgami, kłębiła się piechota walcząca już z wrogiem. Przełączył kamerę na podgląd z tyłu. Nad Complexem niebo było szare od dymu, a kilka samolotów toczyło zażarty bój. ”Sarah” - niemal na głos wymówił jej imię.

Znów spojrzał na monitor nad głową. Zamiast dymu było teraz widać płomienie ogarniające ogon helikoptera. Rourke siedział sztywno, mięśnie karku miał napięte aż do bólu. Mózg gorączkowo szukał jakiegoś rozwiązania, podczas gdy oczy wpatrywały się w monitor. Znajdował się teraz nad radziecką piechotą, którą poprzedzały czołgi. W słuchawce rozległ się głos pilota helikoptera.

- Doktorze! Tracę kontrolę nad maszyną. Jestem ranny. Umieram.

- Spróbuj wylądować, a ja przedostanę się do ciebie.

- Nie. Jest lepszy sposób. Będę się unosił nad ziemią i spuszczę czołg w dół. Ja i tak umrę.

- Co to znaczy ”lepszy sposób”, poruczniku? - John nie znał nawet imienia tego chłopca.

Ale nie było odpowiedzi. Tylko cisza. Żołądek podszedł Rourke'owi do gardła, kiedy czołg zaczął się opuszczać. Znów usłyszał głos młodego oficera.

- Doliczę do dziesięciu i wtedy zwolnię zaczep. Będzie silny ostrzał z lekkiej artylerii, ale jeśli znajdzie się pan w środku między nimi, nie będą mogli użyć broni przeciwpancernej. Proszę się upewnić, czy pańska klamra jest dobrze zapięta.

Rourke zaczął mówić, ale w słuchawkach znów zapanowała cisza. Sprawdził więc klamrę, a potem spojrzał na konsoletę. Wskazania kontrolne były prawidłowe. Zerknął na tylny monitor. Reszta helikopterów poszła w ich ślady, opuszczając czołgi Natalii, Kurinamiego i pozostałych osiemnastu ochotników w sam środek pola bitwy. Z przodu widać było stanowiska lekkiej artylerii i obsługę moździerzy, zajmującą swoje pozycje. Nie miał pojęcia, czy radzieckie moździerze są w stanie zatrzymać tankietkę. Niemieccy konstruktorzy KP-6 też tego nie wiedzieli.

- Jeden - w głosie młodego pilota słychać było zbliżającą się śmierć. - Dwa. Trzy. Cztery. Pięć. Sześć. Siedem. Osiem. Dziewięć. Dziesięć. Powodzenia, doktorze!

Rourke poczuł, że kołysanie się wzmaga, usłyszał trzask zamka nad głową i czołg zaczął powoli opadać. Wreszcie uderzył o ziemię. John starał się przycisnąć pedał gazu, skręcając jednocześnie w prawo, w stronę baterii moździerzy. We wszystkich kościach czuł drgania i wibracje maszyny. Piechota zaatakowała czołg; Rourke słyszał żołnierzy wdrapujących się na pancerz. Nacisnął jeden z przycisków na konsolecie. Przez pancerz wozu przepływał teraz silny ładunek elektryczny, a na ekranie monitora Rourke mógł dojrzeć iskry przeskakujące między metalem a ciałami ludzi. Żołnierze spadali, a z ich mundurów i ciał wydobywały się smużki dymu. Można było znów wyłączyć zasilanie: taka operacja gwałtownie wyczerpywała baterie. Moździerze były coraz bliżej. John nastawił celownik prawej wyrzutni i nadusił przycisk. Czołg lekko się zakołysał, rozległ się głuchy odgłos, a na monitorze pojawiła się smuga - ślad pocisku. W chwilę później na ekranie pojawił się błysk, a potem kula dymu i ognia. Bateria moździerzy przestała istnieć.

Na tylnym monitorze John zobaczył płonący helikopter, lecący w stronę zgrupowania czołgów pośrodku pierwszej linii.

- Nie! - wyszeptał.

Nagle wielka ognista kula pochłonęła śmigłowiec i cztery najbliższe czołgi. Dopiero potem Rourke usłyszał serię eksplozji, a ziemia pod jego maszyną zadrżała. Zamknął na chwilę oczy.

- Natalia, jesteś ze mną? - zapytał.

- Nic mi nie jest, John.

- Akiro - nadal cały?

- Nie mniej niż przedtem. Rourke uśmiechnął się.

- Grupa szturmowa! Zameldować się!

Słuchawki zaczęły rozbrzmiewać głosami: Jeden, dwa, trzy...” aż do osiemnastu. Wszystkich osiemnastu ochotników wylądowało i wszyscy byli w pełnej gotowości bojowej.

- Akiro - z mojej lewej flanki. Natalia - z prawej. Reszta - za mną. Pamiętajcie o tym, że nie wolno zbyt długo utrzymywać pancerza pod napięciem. Baterie mogą wam się wyczerpać.

Prawie wszyscy dowódcy tankietek mieli stopnie oficerskie.

Było też kilku starszych podoficerów, a wszystkich dobrano nie tylko z powodu doskonałego wyszkolenia, ale i ze względu na dobrą znajomość języka angielskiego. W ogniu walki nie byłoby czasu na tłumaczenie rozkazów Rourke'a na niemiecki, a on sam niezbyt biegle władał tym językiem. Kurinami zupełnie nie znał niemieckiego. Tylko Natalia znała doskonale język i miała idealny akcent

Byli teraz otoczeni przez piechotę. Rourke parł naprzód, ostrzeliwując Rosjan z karabinów maszynowych. Nie używał wyrzutni granatów. Tę broń chciał wykorzystać przy ataku na sztab Karamazowa.

- John. Nadlatuje samolot. To myśliwiec - usłyszał głos Natalii. - Otwiera ogień.

- Robimy unik - rozkazał Rourke, jednocześnie skręcając gwałtownie w prawo. Za czołgiem ziemia rozpryskiwała się pod ostrzałem karabinu maszynowego. Nagle wszystko zadrżało. Niecałe pięćdziesiąt metrów za nim eksplodowała r...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin