Eric Jerome Dickey - Genevieve.pdf

(993 KB) Pobierz
Przełożyła
Urszula Szczepańska
1
Leży na mnie naga, owinięta wokół mojej nogi, z głową na mojej piersi. Jej skóra jest
wciąż gorąca, rozpalona przez tak wiele orgazmów, że nie sposób ich zliczyć. Nigdy dotąd
nie byłem z kobietą, która szczytowała tak intensywnie, tak często. Na języku mam smak
jej sekretów. Jej lawendowy zapach żyje na moim ciele. Ona się wierci. Moje udo jest
lepkie tam, gdzie styka się z jej kroczem i gdzie sączy się z niej moja sperma i jej soki.
Gładzę jej piersi, pociągam palcami sutek, a ona mruczy. Z nieustającą pożądliwością
ściska w dłoni mój penis, obejmuje moją zwiotczałą męskość, jak gdyby chciała ją
zatrzymać na zawsze.
Wibruje moja komórka, bzyczy jak jej ulubiona intymna zabawka, tańczy na komodzie.
Podskakujemy oboje, wyrwani z naszego prywatnego świata.
Jej komórka świeci i wygrywa jakiś hiphopowy kawałek. Usher.
Moje wyznanie*.
Nie odbieramy, trwamy we wspólnym poczuciu winy i czekamy na powrót spokoju.
Wciąż milczymy, jak gdyby wypowiadanie słów było jeszcze większym grzechem.
Całujemy się. Dotykamy. Jej pocałunki są żarliwe.
- Powinniśmy wyjść - szepczę.
- Jeszcze trochę, dobrze?
- Będą nas szukali.
Ssie mój język, kąsa go z zapamiętaniem.
- Proszę…
* Usher Raymond IV - wykonawca muzyki r&b, szczyt popularności osiągnął w 2004
r. wraz z wydaniem płyty Confessions (Wyznania). Wszystkie przypisy w książce
pochodzą od tłumaczki.
9
ERIC JEROME DICKEY
Jej język sunie w dół po moim torsie. Jej usta pochłaniają mój penis.
O Boże. O Boże. O Boże.
Moje palce gładzą jej włosy, ręka wtóruje jej rytmowi. Ona unosi głowę, uśmiecha się do
mnie. Pociera sobie twarz moim członkiem, promienieje, jakby to miało uzdrawiającą
moc. Znowu bierze go w usta. Wydaje głodne pomruki. Gorąco. Słodko, słodko, gorąco.
Odgłosy namiętności rozgrzewają mnie jak diabli.
Mruczę, zbieram w garść jej włosy, nie przestając nią delikatnie sterować, jej głową
poruszającą się tak płynnie. Każdy mój nerw budzi się do życia. Garnę się do
niezasłużonego raju. Twardnieję. Spoglądam na nią. Uśmiecha się, dumna z władzy, jaką
daje jej nade mną ta chwila.
Zaczyna mnie całować, doprowadzając na skraj obłędu. Nagle przyciąga mnie tam, gdzie
mnie potrzebuje.
Jej nogi się rozchylają, wchodzę na nią. Wargi jej waginy szepczą moje imię.
Wciąga mnie w siebie i gdy łączymy się w grzechu, następuje zmiana stanu świadomości.
Wpadam w jej niespokojny rytm, jej prądy głębinowe. Jej słowa są miękkie, jej
pojękiwania są miękkie i jej skóra jest miękka. To wszystko wytwarza iskrę. A ta iskra
wznieca pożar.
Zarzucam sobie na szyję jej nogi, chwytam ją za tyłek, wbijam na swój pal po tysiąckroć.
Patrzy w dół, żeby widzieć nasze zespolenie, potem wlepia wzrok w moje oczy. Moje
miarowe pchnięcia sięgają coraz głębiej, rozpalają szaleństwo. Ona chwyta mnie za
pośladki, drży, mówi, że chce szybciej, głębiej.
Miota się, szarpie pościel, znajduje poduszkę, żeby zakryć sobie usta, złagodzić tę dzikość
dźwięków, które wydaje. Trzęsą jej się nogi.
Odrzucam na bok poduszkę, bo chcę widzieć jej twarz. Muszę na nią patrzeć. Zaciska
powieki. Dygocze cała i chwyta się za piersi, ściska je mocno. Rozwiera nogi niczym
skrzydła. Wzlatuje z każdym moim pchnięciem i krzyczy jak orzeł.
10
GENEVIEVE
Obracam ją, zajmuję pozycję między łóżkiem a ścianą, używam tej ściany, żeby dodać
sobie władzy. Ona nie może się poruszyć. Może tylko brać, co jej daję. Jest u szczytu.
Dochodzi mocno i często. Jezu, jak ona drży. Jak jej twarz przemienia się, wyraża piękną
brzydotę.
Pokój rozbrzmiewa dźwiękami, które przywodzą na myśl jakieś eg-zorcyzmy.
Stękając i jęcząc, pokrzykuję na nią, wypowiadam sprośne żądania.
Ona coś szepcze, żeby podbechtać mnie jeszcze bardziej, wydaje chrapliwe pomruki,
dotyka się, potem liże własne palce, dotyka się, potem karmi mnie własnymi sokami, łapie
mnie za tyłek, mówi, jak mam ją pieprzyć, pieprzyć ją z całej siły, kwili i skomle i kwiczy
i mówi, jaki jestem twardy, jaki jestem silny, jak dobrze ją pierdolę, jak głęboko sięgam,
żąda, bym nie przerywał i rżnął ją bez końca, dostaje obłędu i mówi, że mogę wytrysnąć,
gdzie tylko zechcę, że przyjmie mnie w dowolny otwór albo wypije moje mleko jak wino.
Obracam ją, przesuwam na środek łóżka, ssę jej piersi, podczas gdy ona sięga po mojego
ptaka, ponagla mnie, bym wszedł w nią z powrotem, wyrzuca do góry biodra, bierze mnie
własnymi miarowymi pchnięciami. Nie ruszam się, trwam w niezmiennej pozycji,
powstrzymując orgazm, starając się nie oszaleć. Wymieniamy zdyszane poca
łunki, gryziemy się i pożeramy nawzajem, kompletnie odurzeni. Jestem gdzieś indziej i
jestem kimś innym.
Czas staje w miejscu.
Moje zmysły są skupione na niej.
Tracę nad sobą kontrolę.
Nie istnieje strach. Nie istnieje poczucie winy.
Brakuje jej tchu, napręża się, wygina plecy w łuk i wyśpiewuje moje imię w trzech
oktawach.
Szczytuje. Szczytuje. Szczytuje.
Potem odpoczywamy. Pot spływa z naszych ciał, odsuwamy się od siebie i odpoczywamy.
Upływają minuty, zanim jestem w stanie II
ERIC JEROME DICKEY
odzyskać oddech i się poruszyć. Ledwie mogę odwrócić głowę, żeby na nią spojrzeć.
Mruczy przeciągle.
- Chyba doświadczyłam istnienia poza własnym ciałem.
Przyglądamy się swoim wycieńczonym twarzom i obydwoje parskamy śmiechem.
- Dasz radę jeszcze raz? - pyta.
- Jesteś nienasycona.
- Z nikim innym taka nie byłam.
- Nigdy?
- Nigdy.
Kładzie głowę na moich kolanach, nuci, potem śpiewa fragment piosenki o miłości, której
nie rozpoznaję.
- Boże, co ty ze mną zrobiłeś? - szepcze jakby nieco stropiona.
Nie odpowiadam. Mógłbym ją zapytać o to samo, i moje pytanie również pozostałoby bez
odpowiedzi.
- Mam mrówki w brzuchu. - Jej głos nadal brzmi jak śpiew. -
Ciągle jestem na ciebie napalona. Pomyślę o tobie i robię się mokra.
Jesteś bardzo gorący. Taki jaki powinien być kochanek. Cholernie seksowny i czuły.
Wodzi ręką po moim ciele, potem czuję na sobie jej język zlizujący mój pot. Znów bierze
mi do buzi, robi to tak, jakbym do niej należał.
Dopieszcza mnie. Naprężam się, podryguję, mam trzęsionkę, ale mi nie staje. To jej nie
zniechęca, nie osłabia jej obłędnego zapału. Gotowa jest wskrzesić umarłego, zrobić
wszystko, żeby to trwało bez końca.
Moja komórka znów wibruje.
Jej komórka znów śpiewa. Usher, wciąż wyznaje.
Ona nie jest moja.
Jest siostrą mojej żony.
To jest nasz romans.
2
Jak zaczyna się romans?
Myślę, że mój, jak większość romansów, zaczął się nieopatrznie, mimo woli. Licząc nie
tylko małżeństwo, to był mój pierwszy grzech zdrady.
Nie jestem cynicznym draniem, ranienie kogoś, kogo kocham, nie le
ży w mojej naturze, po prostu.
Moja żona. Genevieve.
Ma trzydzieści dwa lata. Od pięciu lat kończy niezmiennie trzydziestą drugą wiosnę.
Na imię ma Genevievie od dnia, w którym skończywszy dwadzie
ścia jeden lat, poszła do sądu i pozbyła się imienia, które dała jej matka. Uważa, że jej
imię metrykalne było zbyt plebejskie. Za bardzo trąciło Alabamą. Przypominało, że jej
przodkowie byli niewolnikami i że jej rodzina nadal żyła w kajdanach, niektórzy
dosłownie, inni w przenośni, jeszcze inni w sensie psychologicznym.
Ona nie jest jedną z nich. Nie jest ulepiona z tej samej gliny co ludzie, którzy dają swoim
dzieciom imiona pochodzące od nazw samochodów, perfum i dóbr, na które ich nie stać,
albo mają domy pełne bękartów, a każde z tych bękartów nosi imię wzięte od nazwy
koksu, który ćpali w swoim czasie ich rodzice. Ona nie należy do ludzi, którzy biorą
proste imię i zniekształcają jego uproszczoną pisownię do tego stopnia, że na papierze
wygląda ono śmiesznie, a brzmi groteskowo, potem zaś udają, że to imię nieznanego króla
albo królowej rodem z Matki Afryki.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin