Drzewinski Andrzej_Kwestia przyzwyczajenia (opowiadanie).rtf

(4818 KB) Pobierz
Drzewinski Andrzej_Kwestia przyzwyczajenia (opowiadanie)

C:\Users\Agnieszka\Downloads\Document-page-001.jpg


Ktoś szedł korytarzem. Było jeszcze za wcześnie, lecz nie potrafił się powstrzymać. Zadarł owę. Za rdzawą blachą wywietrznika wciąż wisiała noc. Kroki minęły celę i chrobocząc podąży dalej. Tomasz spuścił nogi z pryczy, na palcach zakradł się do drzwi. Znalezionym wcześniej kawałkiem drutu spróbował odsłonić judasza. Przez moment wydawało mu się szczególnie ważne, by spojrzeć na plecy strażnika. Upewnić się, czy to ten sam ponury rudzielec, który dyżuruje nocami. Nie od razu zrozumiał, że drut drapie o szkło, a gdy to pojął, zachichotał. umiąc śmiech zagryzł by na oni. A więc prawdziwe były opowieści o strażnikach, którym więźniowie uszkodzili wzrok. Wystarczyło załomotać w drzwi, a gdy strażnik odsunął ytkę, uderzyć widelcem!

Coś ciekło mu po policzku. Spróbował końcem zyka. one. Nic dziwnego, że musieli zał osłony ze szkła. Jeszcze raz sprawdził zykiem. Czyżby akał? Wytarł twarz bkiem koszuli, mocno, do lu, i został tak, z koma uniesionymi do twarzy. Wydawało mu się, że za ścianą, w celi obok, yszy czyjś os. Cisza. Nie zdając sobie z tego sprawy, przytknął ucho do tynku. Krew dudniła w skroniach. Nie, chyba się pomylił. Opuścił ce i opadł na pryczę. owę tak, aby oczy celowały w wybrany już uprzednio punkt na ścianie. Czarna plamka przypominała pająka.

Myślał, ale bynajmniej nie o tym, co go przyprowadziło do upadku, do tego miejsca. Bzdura! Myślenie o przeszłci ma sens wtedy, kiedy można z tego wyciągnąć wnioski na przyszłość. On nie miał przyszłci. Zaczepił czubkiem buta o napiętek drugiego i ściągnął go z nogi. Stukot jeden, a zaraz potem następny. Dlaczego ma umrzeć? Mruknął niezadowolony, gdyż to pytanie brzmiało myląco. Przecież nie chodziło mu o kwestie prawne czy nawet moralne. Chodziło mu tylko o to, dlaczego kilka grudek metalu ma przerwać jego życie. Jak to możliwe, że wszystko, co jest w nim: twarze, owa, wspomnienia, tak nagle, po prostu zniknie. To absurd! Jest człowiekiem, a nie maszyną, której starczy wsypać garść piachu między tryby, aby stanęła. Rozumiał, jak można amać czy odbić nerki. Do diabła, człowiek znaczy coś więcej. On, ten co marzy, konstruuje i boi się, jest gdzie indziej. Gdzie? Nie wie; gdzieś w środku. Z jakiego powodu wyrwanie dziury w sercu...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin