CharlesTodd - Narzeczona-oficera.pdf

(923 KB) Pobierz
Niezależne księgarnie z długimi tradycjami upadają w zastraszającym tempie, co stanowi powód do
smutku dla każdego miłośnika książek. Garstka spośród nich rzuca śmiałe wyzwanie trudnościom,
otwierając nowe księgarnie. Jedną z takich księgarni, gdzie na dodatek można się napić kawy i ogrzać
przy kominku, specjalizującą się w powieściach kryminalnych, fantasy i science fiction, znaleźliśmy w
Anaheim w stanie Kalifornia. Jej właścicielom życzymy wszystkiego najlepszego.
Pora na smutną wiadomość: nasz stary i drogi przyjaciel zamyka podwoje swojej księgarni.
A zatem to wam, Partners & Crime, dedykujemy najnowszą książkę Charlesa Todda.
Żałujemy, że nie możecie świętować jej wydania razem z nami. Mieliśmy nadzieję, że się wam uda, i
już.
Nigdy nie zdołamy wam odpłacić za wszystko, co dla nas zrobiliście. Kochamy was i dziękujemy za
wspólne wspomnienia.
Jak mawiała Maggie: „Boże, ale mieliśmy ubaw”. Znajomość z wami to dla nas
wyróżnienie.
ROZDZIAŁ 1
*
FRANCJA, LIPIEC 1914
Byłam w Paryżu, kiedy ogłoszono mobilizację francuskiej armii.
Dla Francuzów rozpoczęła się Wielka Wojna. Ale nie dla Brytyjczyków…
Kiedy ciepłego lipcowego poranka w 1914 roku opuszczałam Anglię, zbierały się nad nią wojenne
chmury, lecz większość z nas wierzyła, że wszystko rozejdzie się po kościach. A później wojna
rzeczywiście wybuchła i nie było czasu, żeby myśleć o czymkolwiek innym.
Jechałam do Francji odwiedzić Madeleine Villard, moją koleżankę z klasy w paryskiej L’Académie
des Jeunes Filles, gdzie wysłano mnie, żebym nauczyła się mówić po francusku bez szkockiego akcentu.
Gościłam też na weselu jej i Henriego. Teraz Madeleine była w zaawansowanej ciąży z pierwszym
dzieckiem, które miało przyjść na świat we wrześniu, i lekarz zabronił jej podróżować do wiejskiej
posiadłości Villard w chłodniejszej Dolinie Marny.
Błagała mnie, żebym odwiedziła ją w Paryżu, a ja się zgodziłam, obiecując, że będę jej dostarczać
rozrywki i podtrzymywać ją na duchu.
Henri, mąż Madeleine, nie był optymistą w kwestii uniknięcia wojny, ale robił dobrą minę do złej
gry, żeby zaoszczędzić żonie zmartwień. Jej brat, przystojny Alain, przychodził
niemal każdego dnia i z początku wydawało mi się, że to troska o siostrę tak często przyciąga go do
domu. Wkrótce dowiedziałam się, że przyczyną była moja obecność. Nie wiedziałam, jak na to
zareagować: czy powinnam czuć zadowolenie czy rozbawienie.
Prawdę mówiąc, w szkole podkochiwałam się w Alainie. Nie powiedziałam o tym
nikomu, nawet Madeleine.
Pod koniec każdego semestru przyjeżdżał do Paryża, żeby zabrać ją do domu, i wszystkie dziewczęta
oczekiwały jego wizyty z nosami przyciśniętymi do szyby. Wysoki, jasnowłosy, na dodatek student,
wprawiał dziewczęce serca w drżenie. Po raz kolejny spotkałam go na weselu Madeleine, ale on nadal
widział we mnie szkolną koleżankę swojej siostry. Podczas ślubnej fety spędziliśmy w swoim
towarzystwie nie więcej niż pięć minut, nie licząc kolacji i przyjęć, stanowiących część uroczystości.
Raz poprosił mnie do tańca i choć uczynił to z obowiązku, Madeleine nie posiadała się ze szczęścia.
– Nie mogłabym sobie wymarzyć lepszej kandydatki na siostrę – wykrzyknęła, kiedy Alain
odprowadził mnie na miejsce i, skoro już spełnił swoją powinność, odszedł do bardziej interesujących
partnerek.
Wcześniej tego wieczoru zauważyłam u jego boku śliczną brunetkę.Nie miałam serca powiedzieć
Madeleine, że jego zainteresowanie było powierzchowne i nic nie wskazywało na to, by miało się to
zmienić. Naturalnie, wyrosłam już z dziewczęcego zauroczenia, ale nadal uważałam Alaina za niezwykle
atrakcyjnego i ekscytującego mężczyznę. Niestety, on chyba nie postrzegał mnie w podobny sposób, więc
starałam się zachować dystans, co zresztą wyszło mi na dobre.
Nie byłam już nieopierzonym podlotkiem. Zaliczyłam debiut w towarzystwie i nabyłam ogłady
podczas rygorystycznych przygotowań do prezentacji na dworze. Poza tym w wieku osiemnastu lat
otrzymałam spadek po matce, która zmarła, gdy miałam zaledwie trzy lata, zostawiając mojego ojca i
mnie w nieutulonym żalu. Sądzę, że właśnie dlatego ojciec tak rzadko spuszczał mnie z oka: ze strachu, że
i mnie mógłby stracić. Żadne z nas nigdy nie pogodziło się z jej śmiercią. Moja matka byłaby
zadowolona, gdyby wiedziała, że wyrosłam na kobietę równie niezależną jak ona i decydującą o własnej
garderobie, ku rozpaczy mojego drogiego kuzyna, który był teraz głową rodziny. Miał tylko synów,
żadnych córek, i jego zdaniem młode damy powinny się ubierać skromnie, w biały muślin i błękitne
satynowe szarfy, schlebiając powszechnie obowiązującej, rozkosznej i niewinnej modzie. Mój ojciec
rozumiałby, dlaczego skłaniam się ku większej elegancji, ale już nie żył. Kuzyn Kenneth nie tylko
odziedziczył jego ziemię i tytuł, lecz także mnie w charakterze podopiecznej.
– Ta różowa suknia, którą włożyłaś wczoraj wieczorem na bal… – odezwał się do mnie sześć
miesięcy temu. – Wydaje mi się, że coś w kolorze jasnego błękitu lub cytrynowej żółci byłoby bardziej
odpowiednie.
– Jestem ciemnowłosą Szkotką – odparłam. On i jego rodzina mieli ogniście rude włosy –
i nie do twarzy mi w bladych kolorach. Wyglądam w nich, jakbym umierała na suchoty.
Kenneth szeroko się uśmiechnął.
– Z pewnością nieco lepiej.
Nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu, ale i tak nie ustąpiłam.
– Nie jesteś kobietą, kuzynie Kennecie. Zapytaj kuzynkę Catrionę, ona zrozumie.
Jego żona była znana z doskonałego gustu w kwestii sukien.
– Jak mam znaleźć dla ciebie męża, moja droga, skoro masz taki trudny charakter? –
zapytał z irytacją. – Musiałaś go odziedziczyć po ojcu.
– Wolałabym sama sobie wybrać męża, jeśli pozwolisz – odparłam, choć wiedziałam, że szanse na to
są niewielkie.
Zgodnie z testamentem mojego ojca, miałam przebywać pod opieką kuzyna Kennetha aż do swoich
trzydziestych urodzin. Ojciec pragnął mnie chronić nawet po swojej śmierci. Ku mojemu wielkiemu
smutkowi, tak właśnie się stało. Czyżby wiedział, czyżby miał przeczucie, że umrze młodo?
Na samą tę sugestię mój kuzyn zmarszczył czoło, a gdy się odezwał, w jego głosie pobrzmiewał
niepokój:
– Chyba nie masz na myśli nikogo konkretnego? Mężczyzny poznanego w Londynie czy Francji?
Kogoś… nieodpowiedniego?
Jedno trzeba Kennethowi przyznać: wykazał się wielką cierpliwością, ale też poważnie traktował
swój obowiązek i, koniec końców, obstawał przy swoim, kiedy czuł, że tak będzie dla mnie lepiej.
– Raczej nie ucieknę z Cyganami ani którymś z parobków – odrzekłam możliwie
beztrosko, lecz ponieważ się nie rozchmurzył, dodałam: – Nie, nie musisz się martwić, że uczynię
podobne głupstwo. Wiem, do czego zobowiązuje mnie nazwisko i pozycja, jednak chciałabym mieć coś
do powiedzenia w tej sprawie. W końcu to ja będę musiała żyć z konsekwencjami twojego wyboru.
Moi rodzice pobrali się z miłości i byli doskonale dobraną parą. Powoli zaczynałam odkrywać, jak
wielką stanowili rzadkość w naszych kręgach.
– Zgłosiło się do mnie już kilku znakomitych kandydatów do twojej ręki, Elspeth, i nie mogę ich
dłużej zwodzić. Musisz zrozumieć, że małżeństwo to twoja przyszłość i nie można go lekko traktować. –
A po chwili dodał: – Jeśli wybuchnie wojna, najlepsze partie zginą jako pierwsze.
Mogłam tylko obiecać, że wezmę sobie jego radę do serca.
I oto znalazłam się we Francji, zaś Alain Montigny nagle zdał sobie sprawę z mojego istnienia. Im
częściej go spotykałam, tym bardziej mi się podobał. Z łatwością potrafiłam sobie wyobrazić spędzenie
reszty życia u jego boku. Przypominał mi trochę Bruce’a, średniego syna kuzyna Kennetha. Być może
dlatego tak dobrze czułam się w towarzystwie Alaina.
Madeleine co i rusz wynajdowała nowy sposób na to, byśmy spędzali razem czas.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin