Takashi Matsuoka
Honor Samuraja
Przekład: Witold Nowakowski
Tytuł oryginału: Autumn bridge
Wydanie oryginalne 2004
Wydanie polskie 2007
Kontynuacja Chmary Wróbli. Epicka opowieść o heroizmie i zakazanej miłości, ukazująca egzotyczny świat samurajów, Japonię i San Francisco u progu nowej ery historii.
Spis treści:
Spis postaci: 4
I. Duch pana Kiyoriego. 5
1 Zjawa. 5
2. Amerykańska róża. 42
3. Mongolski kufer. 83
II. W górze i w dole. 132
4. Przełożona opactwa Mushindo. 132
5. Ucieczka „Bandyty z Chinatown”. 152
6. Dzikie spojrzenie. 182
7. Tajemnicze dziecko. 240
8. Mężowie Opatrzności. 264
9. Władca Jabłek. 333
Ill. Jutro, wczoraj, dzisiaj. 406
10. Widoki z baszty. 406
11. Klątwa. 438
12. Jesienny Most. 489
Moim babkom,
Okamurze Fude, urodzonej w Wakayamie, w południowej części Kansai,
Yokoyamie Hanayo, urodzonej we wsi Bingo, w prefekturze Hiroszima,
mojej matce, Haruko Tokunadze, urodzonej w Hilo, na Hawajach
i mojej córce, Weixin Matsuoce, urodzonej w Santa Monica w Kalifornii
z ogromnym szacunkiem i wdzięcznością za to,
że przybliżyły mi tak wspaniałą postać,
jaką jest
pani Shizuka
Hironobu: pierwszy wielki książę Akaoki
Pani Shizuka: żona księcia Hironobu
Go: przyboczny księcia Hironobu
Kiyori: wielki książę Akaoki, 1796-1860
Genji: wielki książę Akaoki od 1861 roku
Shigeru: syn Kiyoriego, stryj Genjiego
Hide: przyboczny księcia Genjiego od 1861 roku, później generał
Taro: zastępca dowódcy wojsk księcia Genjiego od 1861 roku
Heiko: gejsza, kochanka księcia Genjiego
Hanako: służąca, później żona Hide
Emily Gibson: misjonarka
Matthew Stark: misjonarz, później biznesmen z San Francisco
Kimi: wiejska dziewczyna
Goro: wiejski głupek
Książę Saemon: rywal księcia Genjiego
Jintoku: przełożona opactwa Mushindo
Makoto Stark: syn Matthew Starka
Shizuka: córka księcia Genjiego, imienniczka pierwszej pani Shizuki
Książę ma ostry miecz, dosiada ognistego konia i dowodzi gromadą nieposłusznych żołnierzy. Przed nim piętrzą się głowy dziesięciu tysięcy wrogów. Wszyscy podziwiają jego waleczność i odwagę. Ale on także głośno płakał, gdy wyjmowano go z łona matki. Bezradnie ssał matczyną pierś. Kiedy zaś zimne gwiazdy zamigotały niczym sople lodu na zimowym niebie, to przecież w głębi zmrożonego serca nagle zatęsknił do kobiecych pieszczot...
Aki-no Hashi (1311)
Przez wszystkie lata znajomości z księciem Kiyorim pani Shizuka nie zmieniła się ani odrobinę. Cerę miała tak gładką, jak najwspanialsza porcelana Mingów - i lekko bladą, tak jak przystało na damę z wewnętrznego dworu. Nieczuła na upływ czasu, na słońce i niepogodę, niedostępna dla grzesznych uczuć, myśli i uczynków. Kiedy patrzyła na księcia, jej wzrok bywał nieśmiały, mądry albo czuły. Gdy spoglądała w dal, w jej pięknych oczach malował się wyraz radosnego zdumienia, podkreślony lekkim uniesieniem starannie wypielęgnowanych brwi. Nie lubiła nowych i skomplikowanych fryzur, zakrętasów, loków i bogatych ozdób. Włosy czesała prosto, z przedziałkiem pośrodku głowy i układała je z tyłu w luźny „koński ogon”, przewiązany jasnoniebieską wstążką. Lśniącą czarną kaskadą spływały aż do ziemi. Wszystkie jej stroje, z gładkich i marszczonych jedwabi, również miały tradycyjny krój, były luźne i we wszystkich odcieniach błękitu, od świetlistej barwy górskiego jeziora do głębokiego mroku wieczornego nieba. Wyglądała niczym księżniczka z czasów Promienistego Księcia. Z czasów, jak przypomniał sobie Kiyori, które minęły przed wiekami.
Obce mocarstwa wspólnymi siłami próbowały zmienić oblicze Japonii. Ogromne parowce ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji i Rosji bezkarnie wpływały do japońskich portów. Na pokładach okrętów stały wielkie działa, miotające pociski wielkości człowieka. Mogły strzelać daleko w głąb lądu, nad wierzchołkami gór i nad lasami. Mogły też rozbić w pył całą armię, zanim oddziały znalazłyby się na tyle blisko, żeby zobaczyć, kto do nich strzela. Ocean, który kiedyś odgradzał Japonię od reszty świata, teraz nie stanowił żadnej przeszkody. W cudzoziemskich flotach pływały całe setki buchających dymem, stalowych potworów, wiozących nie tylko armaty pokładowe. Na odległych brzegach czekali żołnierze, uzbrojeni w ręczną broń palną i ciężką artylerię. W ciągu kilku miesięcy wielotysięczna horda mogła wkroczyć znienacka na japońską ziemię. Ale tu, w komnacie na najwyższej wieży zamku Chmara Wróbli, wciąż królowała przeszłość. Tu Kiyori mógł przynajmniej przez chwilę udawać, że świat się nie zmienił.
Shizuka uśmiechnęła się, widząc, że na nią patrzy. Zrobiła minę niewinną i zarazem tajemniczą. Jak jej się to udało? Nawet najbardziej doświadczone gejsze miewały z tym spore kłopoty. A tymczasem Shizuka skromnie spuściła oczy i zasłoniła uśmiech szerokim rękawem kimona z okresu Heian.
- Zawstydzasz mnie, panie. Aż tak źle wyglądam?
- Ależ skąd! - zaprotestował książę Kiyori. - Byłaś, jesteś i będziesz najpiękniejszym zjawiskiem na ziemi.
W jej oczach zamigotały filuterne ogniki.
- Wciąż to powtarzasz, panie, ale z drugiej strony... Kiedy ostatnio zajrzałeś do mojej komnaty?
- Prosiłem cię, żebyśmy więcej o tym nie mówili. - Kiyori poczuł, że pieką go policzki. Zapewne poczerwieniał. Przecież to wstyd, aby ktoś z jego życiowym doświadczeniem i na tym stanowisku zachowywał się jak zakochany uczniak. - To była tylko pożałowania godna pomyłka.
- Ze względu na dzielącą nas różnicę wieku? Zapewne każdy, kto ją widział, dałby jej nie więcej niż osiemnaście lub dziewiętnaście lat. Wyglądała na damę wysokiego rodu, w pierwszym rozkwicie kobiecości, może nawet jeszcze dziewicę. Pan Kiyori zaś był dojrzałym mężczyzną. Jak przystało na wojownika, trzymał się prosto i swobodnie, lecz w jego włosach, kunsztownie ułożonych w samurajskim stylu, widać było pierwsze pasemka siwizny.
Różnica wieku? Tak, to prawda. Ale od dawna o tym nie myślał.
- To się już więcej nie powtórzy - odrzekł.
- To przepowiednia? - spytała uszczypliwie, ale bez cienia złośliwości. Nie bawiły ją żarty jego kosztem.
- Przecież wiesz, że na pewno nie.
- Zaraz, zaraz... A gdzie jest Okumichi-no kami Kiyori, daimyō[2] Akaoki? To nie ty, panie? Musisz być wróżbitą, jak każdy przywódca klanu w nowym pokoleniu.
- Tak mówią ludzie.
- Chcą sobie jakoś wytłumaczyć niektóre twoje posunięcia. Skąd mógłbyś wiedzieć, co nastąpi, gdybyś nie umiał wejrzeć w przyszłość?
- No właśnie. - Przekleństwo rodu ciążyło mu od niepamiętnych czasów, ale ostatnio coraz dotkliwiej odczuwał także brzemię wieku. Miał siedemdziesiąt dziewięć lat. Stare kroniki zaręczały, że dawniej niektórzy ludzie - mędrcy, herosi i wybrańcy bogów - żyli po sto lat albo nawet dłużej. Nie wyobrażał sobie, aby w jego przypadku było to możliwe. Wziąwszy pod uwagę wszystkie okoliczności, zakrawało na cud, że tak długo chodzi po tym świecie. Jako piętnastolatek został seniorem klanu. W wieku osiemnastu lat był już żonaty, później miał synów i owdowiał w czterdziestym roku życia.
Przez cały czas potajemnie spotykał się z panią Shizuką. Jak długo się znali? Teraz trwał czternasty rok panowania cesarza Komei... Pierwszy raz ujrzał ją w siedemnastym roku panowania cesarza Kokaku, który aż przez trzydzieści osiem lat zasiadał na tronie. Do tego należało jeszcze dodać dwadzieścia dziewięć lat rządów cesarza Ninko. W sumie sześćdziesiąt cztery lata. Wbrew przyzwyczajeniu postanowił obliczyć to raz jeszcze według cudzoziemskiego kalendarza. Siedemnasty rok Kokaku to 1796. Teraz był 1860. Tak, sześćdziesiąt cztery.
Powiedziała mu wtedy, że ma szesnaście lat. Teraz twierdziła, że ma dziewiętnaście. W oczach Kiyoriego wcale się nie zmieniła. Lodowaty dreszcz przebiegł mu po plecach, choć zimowy poranek był wyjątkowo ciepły.
- Mnie nie pytaj - powiedziała pani Shizuka. - To ty masz dar jasnowidzenia.
- Tak?
- Chyba nie myślisz, że to moje wizje?
- Zawsze się przy tym upierałaś.
- A ty stanowczo zaprzeczałeś. - Na czole Shizuki pojawiła się maleńka zmarszczka, świadcząca o namyśle. Śmiało popatrzyła w oczy Kiyoriego. - Teraz uważasz, że jest inaczej?
Zanim Kiyori zdążył odpowiedzieć, za drzwiami rozległ się głos służącej:
- Przyniosłam herbatę, panie.
- Wejdź.
Z roztargnieniem patrzył na młodą Hanako, która cichutko otworzyła drzwi, ukłoniła się, omiotła pokój szybkim spojrzeniem i zastygła w oczekiwaniu. No właśnie, westchnął w duchu Kiyori. Popełnił błąd. Wciąż stał przy oknie, więc Hanako nie mogła znaleźć żadnego punktu odniesienia. Nie wiedziała, gdzie podać herbatę. Ale jej wahanie trwało tylko chwilę. Zanim Kiyori zdążył usiąść naprzeciwko pani Shizuki, służąca postawiła tacę dokładnie w połowie drogi dzielącej go od miejsca dla gości. Jej zachowanie zawsze go zadziwiało. Przybyła na zamek jako dziewięcioletnia sierota, lecz szybko okazało się, że bystrością i wyczuciem przewyższa wielu samurajów.
- Dziękuję, Hanako. Możesz odejść.
- Tak jest, panie. - Dziewczyna pochyliła głowę w niskim ukłonie. Wycofywała się z komnaty tyłem, żeby nie stanąć plecami do swojego pana.
- O niczym nie zapomniałeś? - zapytała Shizuka tak cichym szeptem, że wydawało się to złudzeniem.
- Jeszcze chwilę, Hanako. - O czym to zapomniał? Ach, prawda. - Jutro wyruszysz wraz z posłańcem jadącym do Edo. Dołączysz do służby pana Genjiego w pałacu Cichego Żurawia.
- Tak, panie. - Rozkaz padł niespodziewanie, a mimo to Hanako nie okazała zdziwienia. Zgodziła się bez pytania, jak przystało na dobrą służącą.
- Zawsze byłem ci rad, Hanako. Nie przyniosłaś ujmy swoim rodzicom. - Oczywiście Kiyori wcale nie miał zamiaru tłumaczyć się lub przepraszać za tak nagłą decyzję.
- Dziękuję, panie. Jesteś bardzo łaskaw, że przez tyle lat cierpliwie znosiłeś moje uchybienia.
Puścił mimo uszu ceremonialny ton tego podziękowania.
- Będę ci wdzięczny, jeśli równie dobrze zajmiesz się moim wnukiem.
- Tak, panie. Postaram się. Wyszła z komnaty.
- Dlaczego odesłałem ją do Cichego Żurawia? - mruknął Kiyori.
- Mnie pytasz, panie?
- Tylko głośno myślę - odparł. - Mam taki głupi zwyczaj, który sprawia, że ludzie uważają mnie co najmniej za dziwaka.
- Dobrze, że rozmyślasz nad każdą decyzją. Bo decyzja jest twoja. - Shizuka umilkła na chwilę. - Mam rację? - dodała.
Kiyori uśmiechnął się kwaśno. Za każdym razem ich rozmowa zamierała w tym samym punkcie. Wszelkie rzeczowe argumenty okazywały się całkowicie błędne. Taka bowiem była różnica pomiędzy wizją a logiką.
- Wysłałem Hanako do mojego wnuka - powiedział - ponieważ jemu będzie bardziej potrzebna, zwłaszcza teraz, gdy ostatecznie przejął obowiązki seniora klanu. Co więcej, lada dzień możemy się spodziewać trojga misjonarzy, których mamy powitać w Edo i dać im pełną ochronę. Ich obecność wywoła pewien kryzys, decydujący o przyszłości rodu. Oprócz tego chciałbym, aby Genji z wzajemnością zakochał się w Ha-nako. To dziewczyna, jakiej mu potrzeba w tych trudnych i niebezpiecznych czasach.
- Co za niezwykła konsekwencja, panie. Podziwiam twoją przenikliwość.
- Chcesz powiedzieć, że znów się mylę? - westchnął, nalewając herbatę do dwóch czarek. Była to czcza formalność, bo Shizuka jak zwykle nic nie piła.
- Nie przeszkadza ci przepaść, która ich dzieli?
- Nie. Nadchodzi czas zemsty. W takim przypadku status społeczny jest mniej ważny od cech charakteru.
- Bardzo mądrze! - pochwaliła Shizuka. - Po co nam puste konwenanse i sztuczne podziały? Trzeba iść z duchem czasu.
- Jesteś innego zdania?
- Nic podobnego. Wprawdzie hołduję dawnym poglądom i prawie nie znam współczesnego świata, ale nawet mój ciasny umysł potrafi pojąć pewne prawdy. Wrodzone cnoty są cenniejsze od dziedziczonych apanaży.
- Niby się zgadzasz, a jednak mam wrażenie, że rozbawiły cię moje słowa. Hanako nie jest dla Genjiego?
- Z reguły można wiedzieć coś więcej - zauważyła Shizuka. - Pytanie tylko: czy naprawdę warto? Chcesz wiedzieć więcej?
- Jedynie to, co jest rzeczywiście ważne dla dobra i przyszłości klanu.
- W takim razie wiesz wszystko.
Kiyori wypił łyk herbaty. Na pozór zachowywał się spokojnie, choć w duszy kipiał z gniewu. Dręczyła go ciekawość. Co czeka tych dwojga młodych? Miłość? Nie mógł zapytać wprost - ale nie dlatego, że wydawało się to nie na miejscu. Tu nie chodziło przecież o zwyczajny romans, tylko o przyszłe pokolenia, o ów „proroczy dar” dzieci Genjiego. Kłopot w tym, że to pytanie kryło w sobie pewne następstwa, których przez sześćdziesiąt cztery lata uważnie starał się unikać. Gdyby Shizuka chciała coś powiedzieć, obeszłoby się bez zachęty.
Kiedy stało się zupełnie jasne, że Kiyori nie zamierza już rozmawiać na ten temat, w oczach Shizuki pojawił się cień smutku. Siedziała nieruchomo. Bywały czasem takie chwile także podczas poprzednich spotkań. Melancholijny nastrój sprawiał, że jej uroda wydawała się jeszcze bardziej delikatna. Kto przy zdrowych zmysłach mógłby znieść tak piękny widok? To chyba wyjaśniało wszystko. Kiyori wiele, wiele razy mógł podziwiać jej kuszące wdzięki.
Wstał, by odejść, lecz Shizuka zaskoczyła go słowami:
- Nigdy o nic cię nie prosiłam, panie... i nigdy więcej nie poproszę. Mimo to zrobisz coś dla mnie?
- O co chodzi?
- Musisz się zgodzić z góry.
Nie mógł się zawahać. To byłoby niegodne wojownika.
- Masz więc moją zgodę. Shizuka pokłoniła się do samej ziemi.
- Dziękuję, panie.
Kiyori czekał, co będzie dalej. Shizuka bardzo długo klęczała z nisko pochyloną głową. Gdy się podniosła, oczy miała pełne łez. Kiyori nie przypominał sobie, by kiedyś płakała.
- Każ podać tu wieczerzę i zostań ze mną na noc - powiedziała cicho, a po jej policzkach płynęły łzy.
- To niecny podstęp! - Kiyori rozzłościł się nie na żarty. - Dobrze wiesz, że przysięgałem na życie i honor, że tego nie zrobię!
- Chcę tylko, abyś dzielił ze mną komnatę, nie łoże. W moich żyłach też płynie krew samurajów. Za nic w świecie nie nakłaniałabym cię do złamania przysięgi.
Kiyori był nadal zły. Owszem, od razu nie pójdą do łóżka, lecz noc jest długa, więc nie wiadomo, jak to się może skończyć... Sam na sam z Shizuka w jednym pokoju? Owszem, miał silną wolę, ale z drugiej strony był tylko człowiekiem, ze wszystkimi słabościami. Teraz jednak nie mógł się wycofać. Słowo się rzekło.
...
entlik