Maja Kotarska - Ladny gips.pdf

(636 KB) Pobierz
Maja Kotarska
Ładny gips
Wydawnictwo SOL 2010
Bibliotekarzom i molom książkowym
Koniec roku akademickiego pracownicy Katedry Genetyki przyjęli z ogromną ulgą. Z
korytarzy znikli ostatni studenci, na dworze świeciło słońce, a wizja bliskich urlopów znakomicie
poprawiała nastrój. W takich warunkach aż się chciało pracować. Teraz, uwolnieni od grafiku zajęć,
mogli poświęcić się wyłącznie badaniom naukowym, a nawet, co ostatnio zdarzało się rzadko, znaleźć
chwilkę na pogaduszki przy kawie. Atmosfera zrobiła się prawie wakacyjna. Błogą ciszę od czasu do
czasu przerywał przeraźliwy wrzask papugi Lili, ale do tego zdążyli się już przyzwyczaić i nawet
polubić.
- Ta papuga spadła nam jak manna z nieba - powiedziała Agatka Cyryl, a pozostali natychmiast przyznali
jej rację.
Odkąd Lili stała się oczkiem w głowie szefowej, stosunki pomiędzy personelem a kierowniczką katedry
uległy znacznemu ociepleniu. Profesor Podgórska interesowała się teraz wyłącznie swoją ulubienicą i nie
miała głowy do wprowadzania w życie kolejnych pomysłów racjonalizatorskich, które jeszcze do
niedawna skutecznie paraliżowały pracę katedry. Teraz każdy robił to, co potrafi najlepiej, i katedralna
machina toczyła się do przodu bez większych zgrzytów, powoli i statecznie. Genetycy na własny użytek
wprowadzili nową jednostkę miary czasu. Mówili, że coś miało miejsce przed przybyciem papugi lub po.
I to „po papudze” było synonimem lepszych czasów.
- Aż się boję pomyśleć, co by było, gdyby Lili nagle zdechła - głośno zastanawiał się doktorant Emil. -
Przykładowo, wchodzimy do gabinetu, a ona leży na grzbiecie z łapkami do góry. Brrr, nie chciałbym być
posłańcem, który przyniesie starej złą nowinę.
- Ty, wypluj te słowa! - zawołała Jola Kapłan, odruchowo łapiąc się za głowę. - To byłaby rzeczywiście
totalna katastrofa. No i mój dobry humor diabli wzięli. Teraz się nie uspokoję, dopóki się nie dowiem, ile
lat żyją papugi. - Obrzuciła groźnym spojrzeniem młodego doktoranta. - A ty nie rozumiesz, jak się do
ciebie mówi po polsku? Siadaj do komputera i sprawdzaj.
- Dlaczego akurat ja?! - zbuntował się Emil.
- Bo się zgłosiłeś na ochotnika - dobiła go Halinka Mikuła. - Mnie się wydaje, że one są długowieczne,
ale nie zaszkodzi się upewnić. Od tej informacji zależy nasza przyszłość zawodowa i zdrowie
psychiczne.
- Spokojnie - ostudził emocje Emil. - Ogłaszam oficjalnie, że nic nam nie grozi. Średnia długość życia
papug to kilkadziesiąt lat, a rekordzistki dociągnęły ponoć do setki. Oby nasza Lili dożyła tego sędziwego
wieku.
- Tak długo nie trzeba - ucieszyła się Jola. - Wystarczy, żeby dotrwała do emerytury starej. Oczywiście w
jak najlepszym zdrowiu i w pełni sił witalnych.
- A ja zauważyłam, że ona nawet zaczęła się opierzać - wtrąciła się Agatka. -
Pamiętacie, jak ją przywiozłam? Wyglądała jak oskubany kurczak, a teraz powoli robi się podobna do
papugi. Coś w tym jest, że one nawzajem tak dobrze na siebie działają. To była miłość od pierwszego
wejrzenia.
- Zwierzęta łagodzą obyczaje.
- A propos zwierząt - przypomniało się Halince. - Moja sąsiadka ma szczeniaka na zbyciu. Jola, nie
weźmiesz?
- A dlaczego ja? Ja jestem łagodna jak baranek.
- Chyba kiedy śpisz.
- Emil, bo jak cię strzelę w ucho! - zagroziła Jola.
- Ale ja mówiłam całkiem poważnie - przerwała utarczkę słowną Halinka. - Ten piesek jest bardzo
ładny...
- Jak ładny, to daj go Izie - nie popuścił Emil. - Charakter Joli może złagodzić jedynie tygrys.
*
Od urlopu dzielił Agatkę zaledwie tydzień, ale jakoś nie wyglądała na szczególnie tym faktem
uszczęśliwioną. A powinna. Kiedyś, nawet całkiem niedawno, marzyła o wyjeździe do Egiptu, a teraz,
kiedy było już tak blisko, nagle zaczęła mieć wątpliwości.
- Bo widzisz - zwierzyła się swojej najlepszej przyjaciółce - mam wrażenie, że oni -
miała na myśli męża i synów - znowu mnie przechytrzyli. Marzyły mi się rodzinne wakacje, a wygląda na
to, że owszem, pojedziemy razem, tylko wypoczywać będziemy osobno.
- Nie obraź się, ale moim zdaniem zaczynasz bredzić - przerwała monolog przyjaciółki Jola. - Jeszcze
kilka dni temu byłaś wniebowzięta...
- Ale teraz wyszły na jaw nowe okoliczności i do tego mocno obciążające. Okazuje się, że mój Egipt i ich
Egipt to dwa różne światy. Co z tego, że obiecują, że będzie inaczej niż w ubiegłym roku, jak jakimś
dziwnym trafem zawsze lądujemy nad jakąś wodą. A wiesz, jak ja nie cierpię wody!
- Nie nad jakąś wodą, tylko nad Morzem Czerwonym - uściśliła Jola. - I naprawdę nie rozumiem,
dlaczego uważasz, że nie będzie fajnie...
- Bo znam mojego męża i moich synów. I wiem, że kiedy szepczą po kątach i są słodcy aż do
obrzydliwości, to najwyższy czas, żebym zaczęła się zastanawiać, jaką niespodziankę szykują dla mnie
tym razem. Do wczoraj to były tylko niejasne podejrzenia, ale zauważyłam u Olka pod łóżkiem maskę do
nurkowania i...
- Jedna maska jeszcze o niczym nie świadczy - bagatelizowała Jola.
- I o to właśnie chodzi, że musi ich być więcej! Ty nie wiesz, jaki krzyk podniosłyby bliźniaki, gdyby
Olek dostał sprzęt do nurkowania, a oni nie! Głowa by mi spuchła od jęków, próśb i zaklęć. A tu nic -
cisza w eterze. Wniosek jest prosty, każdy dostał podobny zestaw!
Idźmy dalej tym tropem - każde normalne dziecko, kiedy dostaje od ojca nową zabawkę, natychmiast leci
pochwalić się mamie. A jeśli nie leci, to znaczy, że zostało odpowiednio poinstruowane. A to już jest
spisek! Oni chcą mnie postawić przed faktem dokonanym! Im się marzy ciepłe morze, a jak wlezą do
wody, to wołami ich stamtąd nie wyciągnę.
Agata westchnęła po raz kolejny i usiadła na oparciu ławki, tyłem do słońca. Na opalanie się miała
jeszcze czas.
Jola wolała rozmawiać na stojąco. Odruchowo zerwała listek klonu japońskiego i zmiażdżyła go w dłoni.
Z całych sił starała się ukryć przed koleżanką, jak bardzo zazdrości jej tego wyjazdu. Chłodny Bałtyk, nad
który się wybierała, ani się umywał do Morza Czerwonego. Gdyby to ktoś inny narzekał w jej obecności
na dary losu, bez zastanowienia przybiłaby go strzałą ironii do oparcia ławki. Ale Agatka była jej
najlepszą przyjaciółką i należało ją podtrzymać na duchu i jakoś pocieszyć, najlepiej dowodząc, że inni
mają gorzej.
Choćby i ona.
- Ty to masz problemy, słowo daję. Zamieniłabym się z tobą w ciemno, ale źle byś na tym wyszła, bo też
jadę nad morze, tylko polskie. Na dodatek tylko z Maćkiem, bo Paweł
musi dopilnować jakichś kontraktów. I zamiast opalać się na brąz, będę się bawić w niańkę albo raczej
policjantkę, bo z mojego syna oka nie można spuścić. Ostatnio zrobił się przerażająco samodzielny.
- Ale przynajmniej będziesz miała towarzystwo, a ja zostanę sama na brzegu i będę patrzeć, jak moi
chłopcy odpływają w siną dal. A najgorsze, że Szymon im na wszystko pozwala. W tej wodzie mogą być
rekiny albo meduzy, a oni zamierzają tam nurkować!
Przecież ja umrę z niepokoju na tej plaży...
- Ale się zagalopowałaś, nic, tylko wyłazi z ciebie przewrażliwiona mamuśka! -
przerwała jej Jola. - Musisz się pogodzić z faktem, że twoi synowie wdali się w ojca. A Szymon wie, co
robi. Pomyśl lepiej o sobie. Przelecisz się samolotem, pozbierasz muszelki na plaży, postawisz stopę na
gorącym piasku pustyni i wybyczysz się w hotelu. Jeszcze ci mało?
Żałuję że mnie nie stać na taką eskapadę, bobym ci pokazała, jak należy korzystać z życia.
- Nas też nie stać - sprostowała Agatka. - Już ci mówiłam, teściowa nam funduje. Ze spadku.
- Ale nie wybiera się tam z wami? - zapytała. - Tym ewentualnie mogłabyś się martwić.
- Gdyby jechała, tobym się nawet ucieszyła. Ostatnio bardzo dobrze się ze sobą dogadujemy.
Przynajmniej miałabym do kogo usta otworzyć - zaczęła od nowa narzekać. - Ja wiem, jak to będzie
wyglądało. Przerabiamy ten scenariusz co roku. Czyli to samo co zwykle, tylko w bardziej luksusowych
warunkach.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin