Wir Pacyfiku - Clive Cussler (pdf).pdf

(1082 KB) Pobierz
Cussler Clive
Hawajski Wir
(Wir Pacyfiku)
Tłumaczenie: Jarosław Kotarski
Tytuł oryginału: Pacific Vortex
Cykl: Dirk Pitt - Tom 6
Słowo od autora
Nie jest to szczególnie ważne, ale ta książka jest pierwszą z serii przygód
Dirka Pitta. Gdy zebrałem się na odwagę, by napisać powieść z gatunku
sensacyjno-przygodowego, zacząłem szukać bohatera, który byłby inny niż
ogólnie przyjęte wzorce obowiązujące w tym gatunku. Kogoś, kto nie byłby
agentem wywiadu, policjantem czy prywatnym detektywem, kto równie
dobrze czułby się na kolacji z piękną kobietą w renomowanym lokalu, jak i
popijając piwo z kumplami w barze. Kogoś twardego, gdy trzeba i
otoczonego mgiełką tajemniczości. Kogoś, czyim naturalnym środowiskiem
byłoby nie kasyno czy zaułki Nowego Jorku, ale morze. Kogoś, kto lubiłby
nieznane i przyjmował ryzykowne wyzwania.
I tak w mojej wyobraźni narodził się Dirk Pitt.
Ponieważ w tej powieści brak skomplikowanej intrygi i ponieważ była to
pierwsza napisana przeze mnie książka, nie chciałem jej publikować,
jednakże długotrwała presja przyjaciół, rodziny, wydawcy i sympatyków w
końcu zwyciężyła i oto debiut Dirka Pitta znalazł się w rękach czytelników.
Mam nadzieję, że powieść zapewni kilka godzin przyjemnej rozrywki, a
być może przez część czytelników zostanie potraktowana jako swoista
ciekawostka historyczna.
Clive Cussler
Prolog
Każdy ocean odbiera daninę statków i ludzi, ale żaden nie jest
żarłoczniejszy od Pacyfiku. Apetyt tego ogromnego zbiornika wodnego jest
znany, podobnie jak i to, że pochłania swe ofiary w niezwykły i
nieoczekiwany sposób. Tutaj miał miejsce bunt na „Bounty” i spalenie okrętu
na Pitcairn Island, tu zatonął „Essex” - jedyny statek, o którym wiadomo na
pewno, że zatopił go wieloryb. Przypadek ten zainspirował Melville’a do
napisania
Moby Dicka.
Tu także pod kadłubem „Hai Maru” eksplodował
podwodny wulkan. Jednak pomimo tych wszystkich wybryków największy
ocean Ziemi zazwyczaj jest cichy i spokojny. Mimo to, a właściwie
zwłaszcza dlatego nie należy go lekceważyć. Osoby ciche i wstydliwe często
zmieniają się w bestie; ujawniają cechy charakteru, o które nikt by ich nie
podejrzewał.
Takie myśli były jednak zupełnie obce komandorowi Feliksowi Dupree,
gdy tuż przed zmrokiem wspinał się na mostek swego atomowego okrętu
podwodnego „Starbuck”. Skinął głową oficerowi wachtowemu i oparł się o
reling. Z rozkoszą wdychając morską bryzę, pełen zawodowej dumy
spoglądał na obły dziób okrętu z łatwością prujący fale.
Większość ludzi czuje przed morzem respekt, a nawet się go boi. Ale nie
Dupree. Człowiek ten żywił do morza takie uczucia jak ateista dla religii:
owszem, należy akceptować gniew burzy i spokój ciszy, lecz nigdy nie dać
się zwieść ich urokowi. Spędził dwadzieścia lat na morzu, z czego
czternaście na okrętach podwodnych, ale ciągle pragnął czegoś więcej. Był
kapitanem najnowszego, najbardziej doskonałego okrętu podwodnego na
świecie, ale i to mu nie wystarczało.
„Starbuck” niedawno opuścił stocznię w San Francisco. Konstrukcja
okrętu od kilu do ostatniej śrubki była całkowicie nowatorska - każdy
element i każdy system został zaprojektowany przez komputer, dzięki czemu
„Starbuck” był prekursorem nowej generacji podwodnych miast zdolnych
płynąć dwa tysiące stóp pod powierzchnią z szybkością dwudziestu pięciu
węzłów. W tym rejsie przypominał konia wyścigowego czystej krwi na
pierwszym pokazie, niespokojnego i gotowego zademonstrować, co potrafi.
Widowni jednak nie było. Był to bowiem pierwszy rejs okrętu i Departament
Obrony polecił przeprowadzić próby na pustkowiu w całkowitej tajemnicy.
Dodatkowo, by uniknąć ciekawskich, okręt podwodny popłynął sam, bez
towarzyszącej zwykle w takich przypadkach jednostki nawodnej.
Dupree został wybrany na dowódcę tego dziewiczego rejsu dzięki
reputacji osoby trzeźwo myślącej i zwracającej uwagę na szczegóły. W
Annapolis uzyskał przydomek „Bank danych”, gdyż wystarczyło podać mu
fakty i czekać, aż udzieli logicznych odpowiedzi. W US Navy znano jego
talent, ale na stanowiskach admiralskich umiejętności oceniano na równi z
osobowością, znajomościami i talentem do zjednywania sobie ludzi, a tych
cech Dupree nie miał. W efekcie pomijano go przy awansach.
Rozległ się brzęczyk wewnętrznego telefonu. Wachtowy odebrał, słuchał
przez chwilę w milczeniu, skinął głową i odwieszając słuchawkę,
zameldował:
– Sonar melduje, że dno w ciągu ostatnich pięciu mil podniosło się o
tysiąc pięćset stóp, sir.
– Prawdopodobnie jakiś podwodny łańcuch górski - mruknął Dupree. -
Ciągle jeszcze mamy pod sobą milę wody. Nie ma obawy, nie utkniemy na
mieliźnie.
– Zawsze lepiej mieć parę stóp w zapasie - uśmiechnął się porucznik.
Dupree odpowiedział uśmiechem i powoli odwrócił się w stronę dziobu,
unosząc lornetkę zawieszoną na szyi. Wiedział, że to niepotrzebne, gdyż
system radarowy wykryłby przeszkodę o wiele wcześniej niż oko
obserwatora, ale był to nawyk wyrobiony przez setki godzin spędzonych na
starych okrętach i poświęconych przeszukiwaniu otaczających wód w
poszukiwaniu wroga lub przyjaciela. Poza tym patrzenie na fale przez szkła
było czymś naprawdę uspokajającym. W końcu z westchnieniem opuścił
Zgłoś jeśli naruszono regulamin