Lucyfer - Jennifer L. Armentrout.pdf

(2375 KB) Pobierz
Dla każdego, kto sięgnie po tę książkę.
Dziękuję
Rozdział 1
– To prawda? To, co mówią o kobietach, które tu przebywają? – Palce z pomalowanymi
krwistoczerwonym lakierem paznokciami powędrowały po brzuchu Luciana de Vincenta,
ciągnąc za sobą koszulę. – Mówią, że… stają się szalone.
Mężczyzna uniósł brew.
– Pytam, bo czuję się trochę szalona. Jakbym nie miała nad sobą kontroli. Od tak dawna
cię pragnęłam. – Usta w tym samym kolorze co paznokcie przysunęły się do jego ucha. – Ale ty
nigdy na mnie nie patrzyłeś. Aż do dziś.
– To nieprawda – wycedził, sięgając po butelkę Old Rip. Kobieta wielokrotnie
przyciągała jego wzrok. Zapewne całkiem często przyglądał się jej. Na burzę blond włosów
i piękne ciało, odziane w suknię z dekoltem, zapewne gapił się tak, jak połowa klientów
Kasztanowego Ogiera. Do diabła, pewnie dziewięćdziesiąt procent kobiet i mężczyzn choć raz na
nią spojrzało, a ona doskonale o tym wiedziała.
– Ale twoja uwaga zawsze koncentrowała się gdzie indziej – ciągnęła. Słyszał, jak te
śliczne usteczka zaczynały się dąsać.
Polał dwudziestoletniego burbona do swojej szklanki, próbując przypomnieć sobie, komu
mógł się przyglądać. Możliwości były nieograniczone, ale przecież nie skupiał wzroku na nikim
szczególnym. Prawdą było, że nie zwracał całej swojej uwagi na stojącą za nim kobietę, nawet
kiedy przycisnęła wspaniałe piersi do jego pleców i wsunęła dłoń pod jego koszulę. Wydała
z siebie dźwięk – gardłowy jęk, który zupełnie nic dla niego nie znaczył, gdy wodziła palcami po
twardych mięśniach jego podbrzusza.
Niegdyś wystarczył znaczący uśmiech i uwodzicielski głos, by mocno mu stanął. Jeszcze
mniej potrzebował, by zdecydować się na seks i zatracić się na jakiś czas.
Teraz?
Już tak nie było.
Ostre małe ząbki złapały płatek jego ucha. Gdy kobieta przesunęła dłoń jeszcze niżej,
zwinne palce złapały za jego pasek.
– Ale wiesz co, Lucianie?
– Co? – Uniósł niewysoką, kryształową szklankę do ust i bez skrzywienia przełknął
paloną ciecz. Burbon popłynął jego gardłem i rozgrzał żołądek, gdy wpatrywał się w obraz nad
barkiem. Malowidło nie było najlepsze, ale płomienie miały w sobie coś, co mu się podobało.
Przypominały mu o ognistym locie ku szaleństwu.
Rozpięła pasek.
– Dopilnuję, byś nigdy już nie myślał o nikim innym.
– Czy ty…? – urwał, marszcząc brwi, gdy przeszukiwał wspomnienia.
Cholera.
Zapomniał, jak miała na imię.
Jak, u licha, mogła nazywać się ta kobieta? Szkarłatne płomienie na obrazie niczego mu
nie podpowiedziały. Westchnął głęboko i niemal zakrztusił się mocnym zapachem jej perfum.
Poczuł się, jakby ktoś wrzucił mu do ust cały koszyk truskawek. Puściła guzik jego spodni,
w ciszy pomieszczenia rozniósł się dźwięk rozpinanego zamka błyskawicznego. Sekundę później
kobieca dłoń znajdowała się pod gumką bokserek, w miejscu, w którym spoczywał jego fiut.
Dłoń zamarła na chwilę. Wydawało się, że kobieta przestała oddychać.
– Lucianie? – zapytała dźwięcznie, otaczając palcami miękki członek.
Oczywisty brak zainteresowania z jego strony sprawił, że jej usta wykrzywiły się
z niesmakiem. Co z nim było nie tak? Piękna kobieta dotykała jego fiuta, a on był równie
pobudzony, jak pensjonariusz w pokoju pełnym zakonnic.
Był… rety, ależ był znudzony. Nią, sobą – tym wszystkim. Normalnie kobieta byłaby
w jego guście. Spędziłby z nią trochę czasu, po czym już nigdy by się z nią nie spotkał. Nie
bywał dwa razy z tą samą kobietą, ponieważ mogłoby to przejść w nawyk, a z czegoś takiego
trudno się było wykręcić. W kimś zrodziłyby się uczucia, choć nie dotyczyłoby to jego. Nigdy.
Ale czuł… że miał dosyć.
Poczucie beznadziei dręczyło go już od kilku miesięcy, tłumiąc niemal każdy aspekt jego
życia. Zamieszkał w nim niepokój i rozrastał się po jego ciele, jak ten cholerny bluszcz, który
opanowywał zewnętrzne ściany domu.
Czuł się tak na długo przed tym, jak wszystko wywróciło się do góry nogami.
Kobieta przesunęła drugą rękę pod jego koszulą i zacisnęła palce.
– Zmusisz mnie do pracy nad tym fiutem, co?
Niemal parsknął śmiechem.
Do diabła.
Biorąc pod uwagę miejsce, w którym znajdowały się jego myśli, czekało ją naprawdę
sporo pracy.
Odstawił szklankę na barek, odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy, próbując oczyścić
umysł. Kobieta była cudownie cicha, gdy poruszała dłonią.
Bardzo tego potrzebował, pierwotnego uwolnienia, ale – Clare? Clara? Coś na „C”, tego
był pewien. Tak czy inaczej, kobieta wiedziała, co robić. Z każdą mijającą sekundą jego członek
stawał się twardszy, ale głowa… tak, zupełnie nie miał do tego głowy.
A od kiedy potrzebował jej do seksu?
Rozstawił szerzej nogi i nie otwierając oczu, sięgnął po butelkę wartego kilka tysięcy
alkoholu. Dziś chciał się zatracić, pragnął znów poczuć, że żyje. Podobnie jak każdego innego
wieczoru, a zwłaszcza dziś, ponieważ jutro czekał go pracowity dzień.
Teraz jednak nie musiał się nad tym zastanawiać. Nie musiał odczuwać niczego prócz
dłoni, ust i może…
Cichy, ledwo słyszalny dźwięk kroków na piętrze zmusił go do uniesienia powiek.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin