Hyperion - 04 - Triumf Endymiona - Simmons Dan.txt

(1579 KB) Pobierz
Dan Simmons
Triumf Endymiona
Przekład Wojciech Szypuła
(The Rise of Endymion)
Data wydania oryginalnego
1997
Data wydania polskiego 1999
Spis treści
CZĘŚĆ PIERWSZA
123456789 10
11
12
13
14
CZĘŚĆ DRUGA
15
16
17
18
19
20
21
CZĘŚĆ TRZECIA
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
PODZIĘKOWANIA

CZĘŚĆ PIERWSZA
1
Papież umarł! Niech żyje papież!
Krzyk odbił się echem od ścian
dziedzińca San Damaso w Watykanie,
gdzie w apartamentach papieskich
znaleziono właśnie ciało zmarłego we
śnie Juliusza XIV. W kilka minut wieść o
jego śmierci rozeszła się po zespole
przypadkowo dobranych budynków,
nadal określanych mianem Pałacu
Watykańskiego, po czym z prędkością
ognia rozprzestrzeniającego się w
najczystszym tlenie zaczęła szerzyć się
po całym Watykanie: w mgnieniu oka
dotarła do kompleksu biurowego,
przemknęła przez zatłoczoną Bramę
Świętej Anny do Pałacu Apostolskiego i
trafiła do przylegającego doń budynku
rządowego; znalazła chętnych słuchaczy
w Bazylice Świętego Piotra, co nawet
zwróciło uwagę celebrującego mszę
arcybiskupa, który z marsem na czole
odwrócił się, by zerknąć na
nieoczekiwanie rozszeptanych i
posykujących wiernych. Wierni ci
opuszczając bazylikę ponieśli pogłoskę
o odejściu Ojca Świętego dalej, do
zgromadzonych na Placu Świętego
Piotra tłumów - reakcja około
osiemdziesięciu, może nawet stu tysięcy
turystów i urzędników, składających
wizytę dostojnikom Paxu, przypominała
wybuch ładunku plutonu, który nagle
osiągnął masę krytyczną.
Pokonawszy główną bramę - Łuk
Dzwonów, przez który do Watykanu
kierowano ruch kołowy - nowina
rozpędziła się do prędkości swobodnych
elektronów, następnie osiągnęła
szybkość światła, by wreszcie wymknąć
się poza planetę Pacem na pokładach
statków z napędem Hawkinga,
poruszających się tysiąckroć szybciej
niż światło. Tymczasem nieco bliżej, tuż
poza starożytnymi watykańskimi murami,
w kamiennym, posępnym Zamku
Świętego Anioła, gdzie w miejscu
pierwotnego mauzoleum Hadriana
znajdowała się teraz siedziba Świętej
Inkwizycji, rozdzwoniły się telefony i
komlogi. Przez cały ranek Watykan
rozbrzmiewał grzechotem różańców i
szelestem wykrochmalonych sutann, gdy
funkcjonariusze Stolicy Apostolskiej
spieszyli gromadnie do swoich biur, by
śledzić zaszyfrowane doniesienia z sieci
i oczekiwać poleceń od przełożonych.
Komunikatory osobiste podzwaniały,
piszczały i wibrowały w kieszeniach i
implantach tysięcy administratorów
Paxu, dowódców sił zbrojnych i oficjeli
Mercantilusa. Pół godziny od
znalezienia zwłok papieża
poinformowano o tym fakcie agencje
informacyjne na Pacem; ich pracownicy
przygotowali zrobotyzowane holokamy,
uruchomili zastępy przekaźników
satelitarnych, wysłali swych najlepszych
pracowników do watykańskiego biura
prasowego - i czekali. W
międzygwiezdnym społeczeństwie, w
którym Kościół sprawował niemal
absolutną władzę, oczekiwano nie tyle
niezależnego potwierdzenia informacji,
co raczej oficjalnego pozwolenia na jej
zaistnienie.
Dwie godziny i dziesięć minut po
odkryciu, że Juliusz XIV nie żyje,
Kościół potwierdził jego zgon w
oświadczeniu wydanym przez biuro
watykańskiego Sekretarza Stanu,
kardynała Lourdusamy. W kilka sekund
nagranie z oświadczeniem dotarło do
wszystkich odbiorników radiowych i
holowizyjnych na kipiącej życiem
Pacem. Półtora miliarda mieszkańców
planety - ponownie narodzonych
chrześcijan z krzyżokształtami, w
większości pracowników olbrzymiej
machiny biurokratycznej watykańskiej
armii, służb cywilnych i handlowych - z
zaciekawieniem wysłuchało
wiadomości. Jeszcze przed wydaniem
oficjalnego komunikatu kilkanaście
nowych okrętów klasy archanioł
opuściło bazy na orbicie i udało się w
podróż do wybranych obszarów w
niewielkiej, opanowanej przez
człowieka części galaktyki. Ich załogi
poniosły śmierć wskutek działania
superszybkiego napędu, ale informacja o
śmierci Ojca Świętego, zapisana w
komputerach i transponderach
kodujących, dotarła bezpiecznie do
ponad sześćdziesięciu najważniejszych
światów archidiecezjalnych. Te same
statki kurierskie miały zabrać na Pacem
nielicznych kardynałów, którzy
osobiście wezmą udział w rychłych
wyborach nowego papieża. Większość
wyborców będzie jednak wolała zostać
w domu i nie przechodzić przez rytuał
śmierci - nawet w obliczu pewnego
zmartwychwstania. Prześlą tylko
zaszyfrowane, interaktywne dyski
holograficzne ze swym eligo na
następnego papieża.
Dalsze osiemdziesiąt pięć statków
Paxu, głównie szybkich liniowców
wyposażonych w napęd Hawkinga,
przygotowywało się do skoku; ich
podróż miała trwać od kilku dni do kilku
miesięcy, a względny dług czasowy -
sięgnąć od kilku tygodni do kilku lat. Na
razie jednak musiały jeszcze poczekać
standardowe dwa lub trzy tygodnie na
wybór nowego papieża, a dopiero
później ponieść nowinę do ponad stu
trzydziestu mniej znaczących,
kontrolowanych przez Pax układów
planetarnych, których arcybiskupi mieli
pod opieką dalsze miliardy wiernych.
Archidiecezje we własnym zakresie
miały zająć się zawiadomieniem
pomniejszych układów i tysięcy kolonii
na Pograniczu o śmierci, wskrzeszeniu i
ponownym wyborze Ojca Świętego. Z
górą dwieście bezzałogowych statków
kurierskich z napędem Hawkinga,
stacjonujących na co dzień w olbrzymiej
bazie wojskowej Paxu na jednym z
asteroidów krążących wokół Pacem,
czekało w pogotowiu na
zaprogramowanie oficjalnej informacji
o zmartwychwstaniu i reelekcji papieża
Juliusza. Ich zadaniem było zanieść
nowinę do jednostek floty bojowej,
zaangażowanych w wojnę z Intruzami w
rejonie tak zwanego Wielkiego Muru -
gigantycznej strefy obronnej,
rozciągającej się daleko poza granicami
wpływów Paxu.
Papież Juliusz umierał już
ośmiokrotnie. Miał słabe serce, lecz nie
zgadzał się, by cokolwiek w nim
naprawiano, czy to w drodze zabiegów
chirurgicznych, czy też
nanoplastycznych. Uważał, że Ojciec
Święty powinien naturalnie dożyć końca
swych dni, by po jego śmierci można
było wybrać następcę. Fakt, że już
ośmiokrotnie wybierano tę samą osobę,
nijak nie wpłynął na zmianę jego opinii.
Teraz zaś, gdy jego ciało
przygotowywano do oficjalnego
wieczornego wystawienia przed
przeniesieniem do prywatnej kaplicy
zmartwychwstańczej na tyłach bazyliki,
kardynałowie i ich zastępcy szykowali
się do rychłych wyborów.
Kaplicę Sykstyńską zamknięto dla
turystów i zaczęto przygotowywać do
głosowania, do którego powinno dojść
w ciągu najbliższych trzech tygodni.
Wstawiono zabytkowe, zadaszone stalle
dla osiemdziesięciu trzech kardynałów,
którzy mieli osobiście stawić się na tę
uroczystość; sprowadzono również
projektory holograficzne i zainstalowano
interaktywne łącza do infopłaszczyzny,
mając na uwadze tych spośród
dostojników, którzy woleli głosować z
macierzystych planet. Przed ołtarzem
ustawiono stół dla Skrutatorów, na
którym znalazły się małe kartki papieru,
igły, nici, taca, kawałki płótna i inne
drobiazgi. Stół Rewizorów stanął nieco
z boku. Główne wrota kaplicy zamknięto
i opieczętowano. Na straży stanęli
żołnierze z Gwardii Szwajcarskiej w
bojowych pancerzach i z najnowszą
bronią energetyczną w dłoniach;
podobnych wartowników wystawiono
przy opancerzonych odrzwiach
papieskiej kaplicy zmartwychwstańczej.
Zgodnie z pradawnym protokołem
wybory miały się odbyć nie wcześniej
niż po piętnastu dniach od śmierci
papieża, jednak nie później niż po
dwudziestu. Kardynałowie mieszkający
na Pacem, oraz na planetach leżących w
zasięgu trzytygodniowego dhigu
czasowego odwołali wszystkie
spotkania i zaczęli przygotowywać się
do konklawe.
Niektórzy otyli ludzie noszą ciężar
własnego ciała niczym stygmat
folgowania swym żądzom, symbol
lenistwa i słabości; są jednak i tacy,
którzy obnoszą się z nim iście po
królewsku, traktując cielesną wielkość
jak oznakę władzy. Simon Augustino
kardynał Lourdusamy należał do tej
drugiej kategorii: olbrzymi niczym
okryta biskupim szkarłatem góra,
wyglądał na niespełna sześćdziesiąt lat
standardowych i od ponad dwóch
wieków był aktywnym dostojnikiem
Kościoła, przechodząc kolejne udane
zmartwychwstania. Łysy, obdarzony
masywną szczęką i potężnym, basowym
głosem, zdolnym dudnić niczym grzmot
w bazylice Świętego Piotra bez pomocy
systemu nagłaśniającego, Lourdusamy
stanowił najpełniejsze ucieleśnienie
zdrowia i witalności w całym
Watykanie. Wielu wysoko postawionych
członków kościelnej hierarchii
przypisywało mu, wówczas jeszcze
młodemu urzędnikowi w watykańskiej
machinie dyplomatycznej,
poprowadzenie zbolałego, cierpiącego
ojca Lenara Hoyta, jednego z
hyperiońskich pielgrzymów, do odkrycia
sekretu krzyżokształtu i uczynienia zeń
instrumentu wskrzeszenia. W ich oczach
Lourdusamy, na równi z niedawno
zmarłym papieżem, przyczynił się do
odrodzenia zamierającego Kościoła.
Bez względu na to, czy legenda ta
zawierała ziarno prawdy, dziewiątego
dnia od śmierci Ojca Świętego, a na
pięć dni przed jego wskrzeszeniem,
Lourdusamy był w znakomitej formie.
Jako Sekretarz Stanu, prezes komitetu
nadzorującego działanie dwunastu
Świętych Zgromadzeń i prefekt
najbardziej tajemniczego i darzonego
największym lękiem Zgromadzenia
Doktryny Wiary - po tysiącletnim z górą
bezkrólewiu ponownie znanego pod
nazwą Świętego Oficjum
Wszechświatowej Inkwizycji -
Lourdusamy bez wątpienia nie miał
sobie równych pod względem
sprawowanej w Kurii władzy. Ba, teraz,
gdy Jego Świątobliwość papież Juliusz
XIV spoczywał w bazylice Świętego
Piotra, oczekując ponownego
zmartwychwstania, Simon Augustino
kardynał Lourdusamy prawdopodobnie
nie miał sobie równych w całym
wszechświecie.
I doskonale zdawał sobie z tego
sprawę.
- Czy już przybyli, Lucas? - zwrócił
się do monsignore Lucasa Oddiego,
mężczyzny, który od dwóch pracowitych
stuleci był jego asystentem i
zausznikiem. Chu...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin