Day Sylvia - tylko on.pdf

(1554 KB) Pobierz
Mojej literackiej dobrej wróżce, Kate Duffy.
Za wszystko, a zwłaszcza za to, że kochasz moje książki tak samo jak ja.
Uwielbiam pisać dla Ciebie.
Rozdział 1
– Gdyby anioł zagłady dorównywał ci urodą, mężczyźni ustawialiby się w kolejce po
śmierć.
Maria, lady Winter, energicznym gestem zatrzasnęła wieczko emaliowanej puderniczki.
Czuła odrazę do człowieka, którego odbicie widziała przed chwilą w lusterku. Mdliło ją na jego
widok. Wzięła głęboki oddech, wpatrując się uparcie w scenę na dole, lecz mimo to rozpraszał ją
ten niebywale przystojny mężczyzna siedzący za nią w półmroku jej prywatnej loży.
– Wkrótce i na ciebie przyjdzie kolej – szepnęła, zachowując niewzruszone oblicze
niczym królowa. Jak zwykle, wszystkie lornetki na widowni kierowały się w jej stronę. Na ten
wieczór włożyła suknię ze szkarłatnego jedwabiu z lejącymi rękawami z koronki. Szkarłat był jej
ulubionym kolorem. Nie dlatego że podkreślał jej urodę – ciemne włosy, czarne oczy i oliwkową
karnację – którą zawdzięczała domieszce hiszpańskiej krwi płynącej w jej żyłach. Ten strój był
jak przestroga.
Miej się na baczności. Poleje się krew.
Zimna Wdowa,
zawrzało wśród widzów.
Już dwóch mężów pochowała... ale nie
powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
Anioł zagłady. Ile w tym prawdy! Mężczyźni z jej otoczenia umierali; niestety, oprócz
tego, którego najchętniej zesłałaby do Hadesu.
O dreszcze przyprawił ją stłumiony śmiech dobiegający z głębi loży.
– Słono za to zapłacisz, najdroższa córeczko, kiedy doczekam się mojej nagrody.
– Bodajby nagrodą był ci mój sztylet w twym sercu – syknęła.
– Ech... szkoda, że wówczas nigdy nie zobaczysz siostrzyczki. Jest już prawie dorosła.
– Nie waż się mi grozić, Welton. Kiedy wydasz Amelię za mąż, dowiem się, gdzie jest,
a wtedy stracisz jedyny powód do kontynuowania swej marnej egzystencji. Wspomnij me słowa,
zanim uczynisz jej to, co mnie uczyniłeś.
– Sprzedam ją zatem jako niewolnicę – wycedził.
– Lekkomyślnie zakładasz, że nie uprzedziłam twych planów. – Poprawiła koronkowe
rękawy i lekko wykrzywiła usta, by ukryć strach. – Dowiem się, a wtedy zdechniesz.
Poczuła, że się wzdrygnął. Uśmiechnęła się. Miała szesnaście lat, gdy Welton zakończył
jej żywot. Od tej pory czekała na dzień, w którym będzie mogła się jemu odpłacić. Myśl
o zemście pomagała jej znieść tęsknotę za siostrą.
– St. John – znów się odezwał.
Maria wstrzymała oddech na dźwięk znanego nazwiska.
– Christopher St. John?
Doprawdy, aż dziw brał, że cokolwiek było w stanie ją jeszcze zaskoczyć. W dwudziestej
szóstej wiośnie życia miała wrażenie, że na tym świecie widziała i robiła już wszystko.
– Pieniędzy ma w bród, ale małżeństwo z nim mnie pogrąży. Wówczas nie zdam się na
nic, jeśli idzie o twe intrygi.
– Tym razem małżeństwo nie wchodzi w grę. Nie tknąłem jeszcze majątku po lordzie
Winterze. Potrzebuję informacji. Podejrzewam, że coś knują i dlatego potrzebny im St. John.
Chcę, żebyś się zorientowała, czego od niego chcą i – co najważniejsze – kto zaaranżował jego
zwolnienie z więzienia.
Maria wygładziła czerwoną jak krew suknię. Jej dwaj świętej pamięci małżonkowie byli
agentami Korony i przez wzgląd na swą profesję stanowili łakomy kąsek dla jej ojczyma.
Nieszczęśnicy byli też nieprzyzwoicie bogatymi parami, a po ich przedwczesnej śmierci spora
część bogactw przypadła jej w spadku, którym
de facto
dysponował Welton.
Rozejrzała się po teatrze. Smugi dymu unosiły się ze świec oświetlających pozłacane
woluty. Na scenie sopranistka daremnie walczyła o uwagę publiczności, choć przecież nikt
z obecnych nie przyszedł tu po to, by ją podziwiać. Parowie wprawdzie bywali w operze, ale po
to, aby się pokazać w towarzystwie i mieć baczenie na salonowe rozgrywki – nic ponadto.
– Interesujące – mruknęła, przywołując w pamięci opowieści o sławnym piracie.
Podobnie jak ona, St. John słynął z wielkiej urody. Ludzie rozpowiadali o nim niesłychane
historie i prześcigali się w zakładach, kiedy wreszcie zawiśnie na szubienicy. Niektóre
z przypisywanych mu rozbojów były tak niezwykłe, że Maria wiedziała, iż nie mogą być prawdą.
– Muszą być w wielkiej desperacji, skoro wypuszczają tego awanturnika na wolność.
Przez tyle lat usiłowali go złapać na gorącym uczynku i teraz, gdy wreszcie mają go w garści, ni
stąd, ni zowąd pozwalają mu odejść. Jak mniemam, z tej sytuacji nikt nie jest zadowolony.
– Nie obchodzi mnie niczyje samopoczucie – uciął Welton. – Chcę wiedzieć, co mogę
ugrać w tej sprawie.
– Skąd ta niezachwiana wiara w siłę mojego wdzięku? – wycedziła z nienawiścią.
Pomyślała o grzechach, których musiała się dopuścić, by chronić znienawidzonego człowieka.
I mu służyć... Uniosła podbródek. Nie, nie chroniła ojczyma ani mu nie służyła. Potrzebowała go
żywego. W razie jego śmierci nigdy nie odnalazłaby Amelii.
Welton zignorował tę złośliwość.
– Pojmujesz, ile jest warta ta informacja?
Lekko skinęła głową, świadoma bezustannej obserwacji, jakiej poddawany był każdy jej
gest. Ludzie wiedzieli, że mężowie Marii nie zmarli śmiercią naturalną. Jednak nikt nie mógł
niczego udowodnić. Mimo powszechnego przekonania o jej winie chętnie podejmowano lady
Zgłoś jeśli naruszono regulamin