Mallery Susan - Rozstania i powroty.pdf

(747 KB) Pobierz
SUSAN MALLERY
Rozstania i powroty
(Modelka i szeryf)
Minęło osiem lat od chwili, gdy Kari Asbury w dniu
swojego balu maturalnego uciekła z Possum Landing.
Nie chciała wieść życia kury domowej w małym
teksańskim miasteczku, dlatego odrzuciła oświadczyny
młodego szeryfa Gage’a Reynoldsa. Marzyła o świetle
fleszy i blasku show- biznesu. Nikomu nic nie mówiąc,
ruszyła na podbój Nowego Jorku…
Mimo że odniosła sukces i stała się znaną modelką, nie
jest do końca spełniona. Co jakiś czas zastanawia się, co
by było, gdyby została żoną kochającego ją szeryfa. Czy
decyzją sprzed lat nie zaprzepaściła szansy na prawdziwą
miłość?
Gdy wraca do Teksasu, by wyremontować dom po zmarłej
babci, wątpliwości wracają ze zdwojoną siłą. Zwłaszcza że
w dramatycznych okolicznościach Gage znów staje na jej
drodze…
ROZDZIAŁ 1
Kari Asbury domyślała się, iż może mieć kłopoty z realizacją
czeku, jednak do głowy by jej nie przyszło, że z powodu wizyty
w banku jej życie miało zawisnąć na włosku.
Czek, o zgrozo, został wystawiony przez bank w wielkim złym
mieście Nowy Jork, a co gorsza, prawo jazdy również pochodziło
z odległego Wschodniego Wybrzeża. Ida Mae Montel z
pewnością będzie chciała się dowiedzieć, dlaczego dziewczyna
urodzona i wychowana w miasteczku Possum Landing w
Teksasie z własnej woli uciekła do tak okropnego miejsca, w
którym w dodatku roiło się od Jankesów. A jeśli już zdecydowała
się na tak desperacki krok, czemu, na litość boską, zrezygnowała
z teksańskiego prawa jazdy? Przecież każdy, kto pochodził ze
stanu dzielnych szeryfów i kowbojów, powinien bez ustanku tym
się szczycić!
Niewątpliwie Sue Ellen Boudine, kierowniczka działu, osobiście
sprawdzi czek, trzymając go na wyciągnięcie ręki jak jadowitego
węża. Sue oraz Ida wykonają całą serię telefonów do
przyjaciółek, rozpowiadając, że Kari wróciła na stare śmiecie, w
dodatku z nowojorskim
prawem jazdy. Będą parskać i ciężko wzdychać, a potem dadzą
Kari pieniądze. Najpierw jednak będą ją namawiać, by otworzyła
konto w Pierwszym Banku w Possum Landing.
Tuż przed szklanymi drzwiami Kari zawahała się. Czy
rzeczywiście aż tak bardzo potrzebowała gotówki? Może lepiej
poświęcić parę groszy na prowizję i pobrać pieniądze z
bankomatu? Z drugiej jednak strony im szybciej wszyscy
zrozumieją, że przybyła do miasta jedynie z krótką wizytą, tym
szybciej skończą się wścib-skie pytania i zapanuje spokój.
Sama chętnie zdobyłaby kilka intrygujących informacji. Na
przykład czy Ida Mae nadal układa włosy w „pszczeli rój"? Ile
lakieru zużywa, by osiągnąć imponujący efekt? Kari wiedziała z
pewnych źródeł, że Ida czesze się raz na tydzień, a mimo to
siódmego dnia fryzura wygląda równie nieskazitelnie jak pier-
wszego.
Uśmiechając się na myśl o koafiurze Idy Mae, wkroczyła do holu
i zatrzymała się, czekając na powitalne okrzyki i uściski.
Zero reakcji.
Zmarszczyła czoło. Rozejrzała się po wnętrzu wiekowego, bo
założonego w 1892 roku banku. Wysokie, wąskie okna. Kontuary
z solidnego drewna. Eleganckie boazerie. Ida oczywiście
siedziała w pierwszym okienku od lewej, jak przystało na główną
kasjerkę. Ale nie rzekła ani słowa, nawet się nie uśmiechnęła.
Otworzyła tylko szerzej oczy, w których pojawiła się panika, i
machnęła dłonią.
Zanim Kari zdołała odcyfrować znaczenie tego gestu, poczuła na
policzku twardy, zimny przedmiot.
- Ho, ho, co tu mamy! Chłopaki, jeszcze jedna klientka.
Przynajmniej młoda i ładna. Moja mamusia mówi na takie
zgrabne sztuki „dzierlatka". Cudo!
Serce Kari przestało bić. Na zewnątrz było trzydzieści stopni
Celsjusza, w banku natomiast temperatura spadła do zera
bezwzględnego.
Powoli odwróciła się w stronę uzbrojonego bandyty, niskiego,
krępego osobnika w masce narciarskiej.
- Napadliśmy na bank - oświadczył, jakby można było mieć co do
tego jakieś wątpliwości.
Kari szybko rozejrzała się dokoła. Razem z tym, który miał ją na
muszce, naliczyła czterech napastników. Dwóch pilnowało
personelu i klientów zgromadzonych w kącie sali, jeden zaś
pakował do torby paczki banknotów podawane przez Idę Mae.
- Idź przed siebie i połóż torebkę na podłodze - polecił krępy
facet. - A potem dołącz do pozostałych. Rób, co ci każę, a nikomu
nic się nie stanie.
Kari lekko podniosła ramiona. Jakaś siła ścisnęła jej żebra, tak że
ledwie wydusiła z siebie odpowiedź.
- Ja... ja nie mam torebki.
Faktycznie. Weszła do banku z czekiem i prawem jazdy
włożonym do tylnej kieszeni szortów.
Przestępca przez kilka sekund mierzył ją wzrokiem, zanim skinął
głową.
- Skoro nie masz torebki, idź do reszty. Zamierzała wykonać
polecenie, gdy nagle otwarły się
drzwi wiodące na zaplecze.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin